Inne

Podsumowanie miesiąca. Styczeń 2014

Styczeń był trudnym miesiącem i nie mam pomysłu jak go ugryźć.
Zaczęło się spokojnie. W pierwszym tygodniu mało biegałam. Oszczędzałam siły z myślą o Ełckiej Zmarzlinie. Planowałam przebiec 100 km na orientację, a wyszło 50 km marszu. Oj bardzo mi nie podszedł smak porażki. Ucierpiała duma i relacje z otoczeniem (biegacze to tacy egoiści). Mogłabym już o tym zapomnieć, ale ja lubię cierpieć i chętnie przypominam sobie ten gorzki smaczek w momentach zwątpienia i biegnę dalej. 
Kolejne 3 tygodnie przepracowałam naprawdę mocno (jak na mnie). Biegałam w bardzo trudnych warunkach. Nie przeszkadzał mróz czy wiatr. Wyciskałam siódme poty robiąc pompki, przysiady, podciągnięcia. Na bieżni mechanicznej wyglądałam jak wariatka, a po, jak trup. W niedzielę robiłam wybiegania po Wigierskim Parku (teren wymagający). Tygodniowo biegałam 80-100 km. Byłam zorganizowana, twarda, szybka! Byłam jak Tommy Lee Jones w Ściganym! A dziś mamy ostatni dzień miesiąca i nie wiem, czy taka jestem. 
W ostatnim tygodniu wszystko mnie przerosło. Pogoda, obowiązki, podróże, odbiły się na moich treningach. Powiem Wam w sekrecie, że nawet się cieszę z tego odpoczynku, bo jak patrzę za okno, czuję się jakaś taka chora… albo po prostu o dwa dni za dużo nie biegałam i to mnie tak przybiło 🙂
Ale żeby drogę zawiewać biegaczowi?
Wracając do podsumowania. Nabiegałam 330 km, przeszłam 52 km na orientację, ćwiczyłam dwa razy w tygodniu, jadłam dużo, piłam niewiele, spałam przepisowo. W lutym liczę na poprawę – swoją, nie pogody!
Pozdrawiam! 
Share: