Zmęczenie a bieganie w towarzystwie
Nigdy nie dasz z siebie tyle w samotności, co trenując w towarzystwie. W wielu przypadkach zasada się sprawdza. Ja jednak miałam inne obawy – jak ukryć, że jestem już zmęczona? No właśnie. Czy zmęczenie na treningu to słabość i warto je kamuflować?
Należę do osób, które niechętnie pokazują swoje słabości. Ewentualnie ujawniają je już zwalczone. Stąd bardzo długo trenowałam w pojedynkę. Nie lubiłam treningów grupowych, ani tych w duecie.
Bieganie w towarzystwie jest praktykowane przez sporą grupę biegaczy, co jednak z takimi jak ja? Takimi, którzy się boją, że są za słabi, są niepewni czy dadzą radę, albo zwyczajnie wstydzą się obstawiać tyły i najgłośniej sapać? Czy warto ich ciągnąć i przekonywać do treningów w towarzystwie?
Z perspektywy czasu i kilku punktów widzenia, śmiem twierdzić, że warto próbować przekonywać i warto próbować trenować w grupie z kilku powodów. Nawet jak ostatecznie nam się nie spodoba, przynajmniej próbowaliśmy!
Biegając w towarzystwie można ten czas wykorzystać na wiele sposobów:
- Można wykorzystać plecy mocniejszego towarzysza do zrobienia dobrego treningu; wykorzystać fakt, że ktoś bez problemu utrzyma i poprowadzi tempo, które dla nas w pojedynkę byłoby nie do zrobienia lub bardzo męczące. Taki trening na plecach, bez konieczności kontrolowania tempa i trasy, mija milej, lżej i szybciej, a satysfakcja na finiszu murowana! Sama w podobny sposób traktuję Bartka albo Pawła. Nie myślcie, że tak było zawsze. Pierwszy trening z Bartkiem zrobiłam na bezdechu, żeby nie widział jak mi ciężko. Dziś uważam, że tego typu treningi to jedne z bardziej motywujących bodźców.
- Można potraktować ten czas jako chwilę na naukę i wymianę poglądów. W bieganiu obowiązuje prawda stara jak świat: uczysz się przez całe życie. Nie warto udawać, że się pozjadało wszystkie rozumy i iść (a czasem cofać się) w zaparte. Otwarta głowa to klucz nie tylko do mądrego biegania, ale i do szybszego biegania. Zamykanie się na inne poglądy, różne podejścia i nowe szkoły treningowe, w pewnym momencie kończy się stagnacją. Zarówno w sporcie zawodowym jak i amatorów. Od czasu do czasu warto coś zmienić, podpytać kogoś, zaryzykować, a nawet cofnąć się na moment, niż rok w rok robić to samo bez efektów. Towarzystwo innych biegaczy pomaga się otworzyć, bywa zapalnikiem do rozpoczęcia poszukiwań nowych ścieżek. Jeżeli masz problem z poprawieniem się, idź pobiegać w towarzystwie. To świetny impuls.
- Wszyscy mają takie dni, gdy bieganie ma być po prostu chwilą relaksu. Nie treningiem w czystym tego słowa znaczeniu. Wtedy niezależnie od naszego poziomu biegamy tak by wszyscy w towarzystwie cieszyli się komfortowym biegiem i miłą pogawędką. Nikt nie jest poszkodowany, nikt nikogo nie goni, o czym warto pamiętać i przestać się martwić, że np. komuś takie tempo jest kompletnie niepotrzebne w przygotowaniach! Stricte towarzyski bieg pomaga odpocząć, rozmowa przy stałym dopływie endorfin jest mniej nerwowa, a wręcz zabawna. Na takich biegach czuć ten tak zwany endorfinowy szał, albo po prostu towarzystwo fajnych ludzi.
Biegając w towarzystwie można wiele zyskać. Zmartwienia techniką, wyglądem, zmęczeniem w takich chwilach trzeba odsunąć na bok, bo w gruncie rzeczy wszyscy jesteśmy biegaczami i każdy z nas ma swoje gorsze dni, słabości i inny punkt odniesienia. Jednego dnia ja przy Bartku męczę się jak prosiak, a drugiego moje plecy służą pomocą innym. Taki krąg życia biegacza 😉 Najważniejsze o czym wypadałoby pamiętać robiąc trening w towarzystwie, że w dalszym ciągu to trening, a nie zawody!