Z szosy do basenu, czyli jak zostałam wodnym neofitą
Znacie powiedzenie, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło? Czasem coś nam nie wyjdzie, z czegoś musimy zrezygnować, coś odpuścić, można by usiąść i płakać, a można usiąść i nakreślić plan od zera.
Pływanie to 1/3 mojego nowego planu. Czy wyjdzie z tego coś dobrego? Nadzieje mam ogromne! Plan ambitny, optymistyczny i pełen pasji. Tak jak lubię. Kilka lat temu, gdy zaczynałam biegać, za swój cel długoterminowy obrałam wynik w maratonie, a później triathlon. Pamiętam jak dziś, gdy złożyłam deklarację, że złamię 3 godziny w maratonie, a jeszcze przed 30tką zrobię triathlon – co prawda miałam na myśli dystans Ironman, ale jako, że wtedy znałam tylko ten, mogę skorygować swoje plany i wybrać ambitniej – dystans olimpijski. Wszyscy mi odradzają, że trudny, niebezpieczny i dużo pływania, ale ja właśnie dlatego chciałabym kiedyś wystartować na tym dystansie. A lat na dzień dzisiejszy mam 27. Stąd też po części moje poważne podejście do pływania. Uczę się pływać. Tak na poważnie. Tak by mucha nie siadała nawet na koniuszki palców mojej dłoni, gdy kończę ruch kraulem. Tak by w 2017 roku przepłynąć bez zachłyśnięcia 1500 m. Tak by wymiatać w pływaniu, a nie zaliczać dystans. Generalnie jak już mam coś robić, niech będzie to zajebiste.
Przejdę zatem do konkretów. Na chwilę obecną pływam dwa razy w tygodniu z trenerem po 30-40 minut i raz sama. Nie ma tego dużo, ale muszę bardzo powoli zwiększać obciążenia. Uczę się, a przy okazji rehabilituję. Basen to najlepsza forma rehabilitacji w moim przypadku. Na rowerze niestety nie mogę jeszcze poszaleć tak jakbym chciała. A w wodzie jestem zmęczona już po 50 m, a więc wilk syty i owca cała. Same plusy! Uczę się, rehabilituję i zapełniam lukę, która została po bieganiu. Jest mega, ale…
Pływanie jest trudne. Wymaga od nas znajomości techniki, dobrej koordynacji, wyczucia w wodzie i innych takich, których mi zwyczajnie brakuje. Wszystko jest jednak do wyuczenia i prawdopodobnie radzę sobie z lekcji na lekcję coraz lepiej, a więc walczę! I lubię coraz bardziej, a stresuję mniej. Pływanie wprowadziło też dużo świeżości do mojego życia i podejścia do treningów. Na basenie cieszę się jak dziecko, gdy uda mi się w końcu usiąść na dnie basenu, ale też złoszczę, gdy znosi mnie na lewą stronę. I co tu dużo mówić – fajnie mieć trenera. Do tej pory wszystko sama chciałam robić, ale odkryłam drugą stronę medalu, bycie czyimś zawodnikiem jest kozackie. Podoba mi się, że nie muszę myśleć i kombinować na własną rękę. Lubię poczucie komfortu, że ktoś nade mną stoi, poprawi i pokaże właściwą drogę. I fakt, że nie tyram w tym basenie w samotności, choć bywają bolesne momenty, gdy zapominam, że mam nie rozmawiać przy braniu oddechu, też mnie się podoba. Mam świetnego trenera, który prowadzi przede wszystkim pływaków. Dla mnie to ogromna zaleta, bo dzięki temu oboje traktujemy tę dyscyplinę priorytetowo. W świecie tri pływanie zazwyczaj jest traktowane byle do brzegu, a ja właśnie chcę spróbować z tej drugiej strony. Uczynić z pływania swój atut.
Pływanie to sport dla twardych ludzi i mam wrażenie, że niewielu biegaczy by się odnalazło. To moje subiektywne opinie, ale w amatorskim świecie biegania najważniejsze są pochwały. Za wyjście na trening, za pokonany dystans, za niezjedzone ciastko. Spróbuj komuś wymienić jego słabe strony, usłyszysz, że albo nie ma talentu na tym dystansie albo biega dla czystej przyjemności i nie potrzebuje ćwiczeń uzupełniających.
A pływanie? Pływanie, to walka o przetrwanie. Co ja muszę się nasłuchać, o tym jaka jestem drętwa i nieobyta w wodzie, zanim przepłynę 25 m 😉 Ciut koloryzuję, ale uwierzcie, że zmiana była drastyczna. Do tej pory jak pomyślę, że nie czuję wody, smutno mi się robi, ale wiem, że to dla mojego dobra, więc tyram, by zostać pływakiem!
I jaram się tym całym pływaniem coraz bardziej. Po obejrzeniu reklamy Under Armour z Michaelem Phelpsem miałam ciary i pomyślałam sobie, WOW! Ja też trenuję pływanie!
PS Zdjęć z płyty basenu nie mam. Boję się, że byłyby to moje ostatnie zajęcia z Lochte Swimming Academy