trening

Pokolenie GPS, czyli dokąd zmierzasz bieganie?

Temat wydawał mi się tak absurdalny i fikcyjny, że nigdy nie widziałam sensu by go poruszać. Ostatnia dyskusja w grupie blogerów biegowych jednak mnie natchnęła. Nie chcę nikogo obrazić, bo wiadomo, najważniejsze biegać pod siebie i nic mi do tego jak ktoś robi to świadomie, nie okłamując przy okazji świata swoją zajebistością. Piszę, by trafić do osób, które może nie do końca zdają sobie sprawę na czym ma polegać rola gpsów w zegarkach i telefonach, czemu nie zawsze można im ufać i skąd się bierze przewaga zawodowców nad amatorami w tej kwestii. Piszę do osób, dla których bieganie to przede wszystkim trening, a zegarek towarzyszy im w przygotowaniach do konkretnych zawodów. Osoby biegające dla przyjemności zazwyczaj tego typu gadżety traktują tylko jako dodatkową motywację (sama tak zaczynałam) i dla nich nie ma większego znaczenia, czy zrobił 395 m, czy 407 m w 85 sekund. Piszę do osób dla których trening, to przede wszystkim trening, a nie sposób by zabłysnąć. Pisze do osób dla których normą jest, że za życiówki uważa się wyniki na atestowanych trasach.

Zegarek z GPS i pulsometrem ma być pomocą, a nie podstawą w treningu. Jak już ktoś decyduje się na zakup takiego sprzętu, warto nauczyć się pewnego dystansu do niego. Z doświadczenia własnego i innych wiem, że nawet najlepszy sprzęt nigdy całej prawdy nie powie i mimo wszystko warto zachować w sobie odrobinę tej wewnętrznej kontroli i świadomości własnych możliwości i samopoczucia.  GPS ma być informacją +/- jak nam idzie na treningach, podając dystans i czas, jest wygodniejszy od zwykłego stopera, stąd stał się popularny wśród biegaczy. Jednak nawet najlepszy sprzęt nie jest nieomylny, jak nie wierzysz, to prześledź z bliska kilka mapek z ostatnich swoich biegów. Tego typu sprzęt często wariuje na nawrotach, w dużych skupiskach ludzi, wśród drzew, przy dużym zachmurzeniu,  czasem są to sekundowe i metrowe różnice, czasem mocno zauważalne, a czasem w ogóle. Warto mieć to na uwadze i spoglądać na swoje treningi bardziej obiektywnie. W miejscach, gdy wiemy, że sprzęt nasz nie do końca sobie radzi, kierować się bardziej samopoczuciem, tym co pokazuje pulsometr. Ja na przykład zawsze mam problem na Łosiowych Błotach, stąd robię tam treningi tylko takie, gdy ważniejsza od tempa jest intensywność i nawierzchnia (las). Ktoś może uznać to za czepianie się szczegółów, ale uwierzcie, że przygotowując się na konkretny wynik, naprawdę warto brać poprawki na niektóre treningi, obiektywnie je oceniać i nie szaleć, bo GPS powiedział… I tu nie chodzi już o szczerość wobec siebie, a o  efekt jaki ma dać trening. Absolutnie ufając GPSowi możemy zrobić za mocny trening, bo będziemy nadganiać utracone metry, a za słaby, gdy zgubi kawałek trasy i będziemy przekonani, że zrobiliśmy 1000 m w 3:30, a nie 3:40. I co z tego? A no to z tego, że później na zawodach wychodzą takie hocki klocki i jest płacz. Naprawdę czasem warto mieć do siebie i GPSu więcej dystansu i tak szczerze przed samym sobą odpowiedzieć, czy aby na pewno ten kilometr zrobiłem w 3:30, skoro nigdy do 3:40 się nie zbliżyłem?

runtheworld gps slaves2

Trening na bieżni 400 metrowej, to trening na bieżni 400 metrowej, a nie do punktu gdzie wskaże nam GPS. Jak kogoś urażę to przepraszam, ale łapanie okrążeń na bieżni w miejscu, gdzie pokazuje zegarek, a nie wyznaczone linie, to największa głupota jaką można zobaczyć. Nie mówię, by nie biegać z zegarkiem wtedy, ale warto na wszelki wypadek ręcznie łapać okrążenia w miejscach gdzie bieżnia ma wyznaczone metry. Wydaje mi się, że dla kogoś kto idzie na trening na bieżnię ma znaczenie ile i w jakim tempie przebiegł realnie, jakie zmęczenie osiągnął realnie, w jakich strefach intensywności przebywał realnie, a nie to co pokazał zegarek. Piszę to, nie dlatego by kogoś zasmucić, że coś jednak pobiegł za szybko lub za wolno, sama potrafię się podjarać, że przebiegłam coś dużo szybciej i wolałabym żeby się nie mylił, jednak zazwyczaj już po samym samopoczuciu wiem, że gdzieś musiał mi ściąć. Stadiony są po to odmierzone, by z tego korzystać, to najlepsze miejsce jakie można wybrać na zrobienie szybkich odcinków. Skoro zawodowcy im ufają, czemu my mamy nie zaufać?

runtheworld gps

Podważanie trasy zawodów i uzyskanego oficjalnego wyniku na podstawie danych ze swojego mierzadła, no dla mnie osobiście jakoś mija się z celem. Skoro biegnę drogą, którą ktoś pofatygował się zmierzyć, trasa otrzymała atest, biegnie nią tysiące osób, ja nią biegnę z założonym chipem, to dla mnie nie ma powodu by nie ufać temu co pokaże zegar na mecie i lista z oficjalnymi wynikami. Na każdych zawodach znajdzie się przynajmniej 30% osób, którym zegarek pokaże trochę inaczej, czasem mocno inaczej. Przyczyną może być fakt, że trasa jest mierzona zawsze po najkrótszej linii i praktycznie niewykonalne jest aby biec po optymalnej drodze (w Berlinie mamy narysowaną), a druga sprawa to błędy GPS, które na zawodach są jeszcze bardziej oczywiste bo biegniemy wśród setek ludzi z takim sprzętem. Ostatecznie jednak bierzemy udział w zawodach, więc traktujmy je jak zawody i swoje miejsce i czas bierzmy pod uwagę na podstawie oficjalnych danych. A jak nam się nie podoba? To albo popracujmy na lepsze wyniki, albo dajmy sobie spokój z zawodami. Przecież nie każdy musi być zwycięzcą.

runtheworld gps 3

Ktoś mi zarzucił, że moje sztywne podejście do wyników na zawodach bierze się z zazdrości, że ktoś zmierzył lepszą życiówkę ode mnie… Ja nawet nie wiem jak to skomentować, ale powyżej możecie zobaczyć moje rekordy według endomondo, niektóre jeszcze z czasów biegania z telefonem i porównać je z moimi wynikami oficjalnymi. Co ja mogę? No mogę powiedzieć, że bardzo bym chciała biegać milę w 4:22 i zrobię wszystko by być realnie bliżej tego wyniku 🙂

Po co się czepiam? W bieganiu przecież chodzi o luz i albo się ten luz ma, albo stawia na twarde dane. Trochę nie rozumiem jednak jaki jest sens w oszukiwaniu samego siebie, a traktowanie wyników GPS uważam za właśnie takie oszukiwanie siebie i głaskanie po główce, która nie zawsze zaslużyła. Ja nie zmuszam nikogo do podporządkowywania całego życia pod trening, ale nie lubię kreowania na zwycięzcę kogoś kto nim nie jest. Oszukiwanie samego siebie prowadzi w życiu zazwyczaj do jednego: porażki. W każdej dziedzinie życia siebie oszukasz, mamę oszukasz, tysiące fanów oszukasz, ale życia nie oszukasz.

Można czegoś nie wiedzieć, zrobić coś głupiego, ale to co najbardziej cenię w ludziach to umiejętność uczenia się na błędach i przez całe życie, a więc jeżeli do tej pory biegałeś na Zakręcie Śmierci z GPS a nie patrząc na to co Henryk Szost napisał – zmień się! Czasem też postaw na luz i zostaw zegarek w domu – chyba, że liczysz ile zostało do obiegnięcia świata- wtedy nie ma przebacz 🙂

Pozdrawiam!

Share: