trening

Po drugiej stronie mety. Czyli pierwsze chwile i dni po maratonie

Poradników, co robić w pierwsze dni po maratonie jest mnóstwo. Nie napiszę kolejnego (tyle jeszcze nie przeżyłam), ale na swoim przykładzie podam kilka punktów, których nauczyłam się trzymać.  Myślę, że z nimi zdrowiej i łatwiej wraca się do „rzeczywistości pomaratońskiego”.

Feel like a Star!
Nieważne z jakim czasem i samopoczuciem udało się przekroczyć linię mety. W tym momencie powinieneś być z siebie dumny i czuć się wielki, że po prostu to zrobiłeś! Jeżeli masz siłę wykonuj gesty zwycięzcy, ciesz się razem z inni biegaczami. Nie udało się osiągnąć założonego celu? Osobiście radzę o tym nie myśleć zaraz za metą. Swoje niepowodzenie na spokojnie przeanalizuj kilka dni później. Teraz świętuj. Jeszcze jedna drobnostka, która według mnie ma kolosalne znaczenie. Nawet jeżeli na trasie coś nie poszło i musiałeś się zatrzymać, przejść do marszu, przynajmniej 200 m przed metą zmobilizuj się, powstań i wróć do biegu! Przekroczenie linii mety biegiem lepiej wygląda i poprawia samopoczucie 🙂 Uwierz, zupełnie inaczej przyjmie tę walkę Twoja głowa, ze świadomością, że próbowałeś do ostatniego kroku. Skąd to wiem? Swój pierwszy maraton z trudem ukończyłam, część trasy szłam płacząc, ale ostatni kilometr biegłam z zaciśniętymi zębami i czymś na wzór uśmiechu, ludzie klaskali, a ja czułam się zwycięzcą!
Don’t stop!
Kiedyś nie rozumiałam tej zasady, ale doświadczenie i obserwacje, pomogły mi przyjąć do świadomości, że najgorsze co można zrobić zaraz za metą, to zatrzymać się, usiąść, albo co najgorsze – położyć się.  Wiem, wiem, wydaje się to niewykonalne, ale po przekroczeniu mety idźmy dalej przed siebie. Zazwyczaj bieg jest tak zorganizowany, że chcąc, nie chcąc musimy dojść do punktu z napojami, medalami i wyjścia. W Berlinie strefa była tak długa, że wyjście z niej zajęło mi dobre 15 minut, w Warszawie było trochę krócej, ale mimo wszystko trzeba było iść. Przyjmij ten przymusowy spacer dla własnego dobra. Organizm uniknie w ten sposób szoku, mamy mniejsze ryzyko wystąpienia skurczy mięśni, nasz układ krążeniowy spokojnie wróci do równowagi. W tym roku na Orlenie nie zatrzymałam się, szłam, a nawet trochę truchtałam, chyba wyszło mi na dobre. W Berlinie zatrzymałam się i momentalnie poczułam jak łapią mnie skurcze łydek. Po swoim pierwszym maratonie usiadłam i nie mogłam wstać, a po drugim (3:58) padłam i ten finish wspominam najgorzej.
Nie zaskocz swojego żołądka!
Pewnie każdy organizm jest inny i nie jest to sztywna reguła, ale osobiście wyznaję zasadę, że przez pierwsze 2 h po maratonie jem i piję mało i w małych dawkach. To co najbardziej mi dokucza w pierwszych godzinach po maratonie, to właśnie żołądek. Łapią mnie skurcze i dopiero po 2 h jestem w stanie zjeść normalny obiad. Świeżo za metą piję łyczkami wodę, izotonika, jem banana, jakąś małą przekąskę.

 

Oceń straty fizyczne
Był spacer, woda, trochę jedzenia, czas zastanowić się co nas najbardziej boli. Pewnie jest to zależne od intensywności bólu, ale ja działam w takiej kolejności. Najpierw sprawdzam, czy jestem cała, a później chociaż trochę się rozciągam i masuję. Po Orlenie bolała mnie najbardziej lewa stopa (o dziwo nie ścięgno Achillesa, z nim walczę dopiero teraz 🙂 ). Zdjęłam buta i … prawie umarłam jak zobaczyłam swoją trzecią kostkę (mam taką zapasową) i śródstopie (kiedyś uszkodzone). Nie wyglądało to ciekawie, ale bez tragedii, trochę spuchnięte i czerwone, ale całe 😀 Po co ocena sytuacji? Jeżeli mamy jakieś poważniejsze urazy lepiej tego nie masować, nie rozciągać, zostawić w spokoju, albo udać się do pomocy medycznej.
Rozciągaj się i masuj delikatnie
To trudne, ale może oszczędzić wiele bólu następnego dnia, więc chociaż spróbuj i rozciągaj  bardzo ostrożnie największe mięśnie. Zauważyłam, że każdy mój kolejny maraton lepiej znoszę. Oczywiście domyślam się, że to zasługa nie tylko rozciągania, ale i treningu. Rozciągam się i masuję nie tylko za metą, ale i przez najbliższe dni.
Kąpiel i odpoczynek
Chyba nikogo nie muszę namawiać do stosowania? Ja w tym roku musiałam od razu po kąpieli wsiąść w samochód (jako pasażer z psem) i ruszyć w czterogodzinną podróż, ale uznajmy, że była to forma mobilnego relaksu 😉
Fiesta!
Najważniejsze zostawiłam na koniec, świętowanie! Bez wyrzutów sumienia, bez ograniczeń, nie dzień, nie dwa, ale w moim przypadku, bal trwa przynajmniej tydzień! Zapominam o przyzwoitości, robię, to co moralność biegowa zakazuje! Jem i piję rzeczy, których normalnie unikam (wino, chipsy, kiełbasę, bitą śmietanę, masę słodyczy o każdej porze dnia i nocy). Taki tydzień zazwyczaj uświadamia mi, że wcale nie lubię tego wszystkiego i z przyjemnością wracam do standardowej diety. Co do treningu, odpuszczam totalnie. Pewnie narażę się niektórym trenerom, ale jeżeli nie czuję się jeszcze na siłach, to nie idę na przymusowy recovery run (luźny bieg dzień, dwa po maratonie). Może na trzeci dzień wyjdę, ale też bez spiny. Czemu? Po pierwszym i drugim maratonie wyszłam biegać wbrew swoim mięśniom i niepotrzebnie pogłębiłam urazy doznane na maratonie. Takie niespieszne wracanie do treningów pozwala mi w pełni wyzdrowieć, zregenerować się i ewentualnie naprawić powstałe szkody. W tym roku miałam ułatwioną sprawę, bo na expo kupiłam sobie rolkę do masowania. Świetna sprawa (o wiele lepsza od butelki z wodą). Masuję przede wszystkim łydki (pomaga w leczeniu achillesa) i pasmo biodrowo-piszczelowe. Pierwsze dni robię to bez szaleństw, ostrożnie, z uwagi na ból mięśni. W tym roku laba zapowiada się dłużej, bo po drodze mamy święta! Także maratończycy, bez wyrzutów sumienia, świętujmy, a do treningów wracajmy stęsknieni! Ja daję sobie czas do wtorku, ale muszę przyznać, że już okropnie mnie kuszą nowe startówki 😉
Pozdrawiam!
PS Dodalibyście coś od siebie?
Share: