Pierwsza szosa – wybieramy na poważnie
Jak wybierałam swoją pierwszą szosę pisałam TU, dziś chciałam już poważniej zamknąć temat pierwszej szosy i w oparciu o rady osoby z drugiej strony lady, kilka cytatów z książki Szybciej. Nauka o prędkości w triathlonie oraz własne spostrzeżenia, które pozwoliły podjąć mi ostateczną decyzję co do wyboru roweru i niezbędnego sprzętu napisać jak wybrać pierwszą szosę i nie zbankrutować?
Na początku w ogóle nie rozumiałam, skąd tak silne przywiązanie kolarza (czy też triathlonisty) do roweru. Do tej pory nie wyobrażam sobie wydać 50 tysięcy na rower, ale po kilku jazdach zaczęłam czuć, że ja i moja szosa to nie zespół, a jedność i dla tej jedności niektórzy po prostu tracą głowę.
Zanim jednak poczujesz jedność ze swoim rowerem musisz go wybrać. Przyznaję, ja miałam kłopot: ile wydać, jakie materiały, sprzęt dodatkowy, marka… Nie chciałam stracić głowy od razu, więc podjęcie decyzji zajęło mi 3 miesiące. Jeżeli ktoś nie chce poświęcić tyle czasu na rozważania, może mój wpis trochę pomoże przyspieszyć proces.
Pierwsza sprawa, o której każdy kupujący powinien pamiętać: nie dajmy się zwariować. Nie ulegajmy trendom i emocjom. Nie bójmy się odpowiedzieć na pytanie ile jesteśmy w stanie wydać na rower, na jakim poziomie treningowym jesteśmy i co chcemy zyskać swoją jazdą. Wiadomo, nie musisz być Kubicą by jeździć BMW, jeżeli odczuwasz taką potrzebę. Jednak, jeżeli przeciętny z ciebie użytkownik, który chce po prostu wiedzieć na co zwrócić uwagę przy wyborze pierwszego roweru szosowego czytaj dalej.
W tym momencie z pomocą przychodzi mój znajomy Jarek, który z wrodzonej grzeczności podzielił się swoją fachową wiedzą (wybacz Jarek trochę ocenzurowałam wypowiedź):
RTW: Chcę spróbować. Nigdy nie jeździłam, ale wszyscy wokół jeżdżą, nie wiem, czy to jest fajne, ale może coś z tego wyjdzie. Nie chcę wydać dużo, ale chcę by rower spełniał podstawy komfortu jazdy, kto wie co przyniesie przyszłość? Chcę taki rower by się dobrze jeździło, w razie przyszłości tri by posłużył przynajmniej na 2,3 sezony, ale jeżeli się znudzi bym nie była mocno stratna.
J: Bezpieczne podejście. W takim przypadku nie zwracałbym uwagi na materiał z jakiego zrobiona jest rama i czy osprzęt jest najwyższej klasy. Rower ma być tani, bo jeżeli kolarstwo się znudzi/ nie spodoba, to nie będzie szkoda wydanych pieniędzy i relatywnie łatwo można taki rower odsprzedać. Czyli, zwracamy uwagę na:
- cena 1500 do 2500 zł ( w zależności od marki cena za model entry level może oscylować w tych granicach)
- materiał ramy aluminium
- przedni widelec z karbonu. Jeżeli celujemy w górną granicę naszych widełek i wybierzemy model mniej renomowanej marki to uda nam się upolować rower z karbonowym widelcem. Przekłada się to na komfort jazdy i lepsze tłumienie drgań. Oczywiście komfort w widelcu Alu też można poprawić poprzez zmianę np. opon 23c na 25c. minimalnie większa szerokość nie spowolni nas, a komfort zostanie znacznie poprawiony. Ciekawostka – niektórzy zawodnicy z peletonu przesiadają się na szersze opony
- osprzęt no name, czasami uda się upolować Shimono Sora. W tym punkcie należy wspomnieć o kilku rzeczach. 1. tańszy osprzęt działa mniej precyzyjnie i wolniej niż ten droższy 2. tańszy osprzęt jest duuuuużo tańszy w esklploatacji 3. jeżeli nie walczymy o każdy gram w rowerze, jeździmy głównie solo i nie ścigamy się w peletonie, to wystarczy nam tańszy osprzęt na początek.
- koła – na kołach można ugrać najwięcej. Sztywne i lekkie koła to podstawa, ale nie w pierwszej budżetowej szosie! Na początek w zupełności wystarczą te przymocowane do roweru (ciekawostka: ceny dobrych sztywnych kół o akceptowalnej wadze poniżej 1500gr zaczynają się od ok. 2tys zł – górnej granicy nie ma)
- must have rowerzysty – kask – oświetlenie – jeżeli jeździsz tylko za dnia to pół biedy, ale czasami może Ci się zdarzyć wracać po zmroku. Nawet proste sygnalizacyjne lampki (20zł komplet) czynią cuda. Może Ci to uratować życie. Jeżeli zamierzasz dużo jeździć wieczorami po terenie ze słabym oświetleniem to kup sobie lepszą lampkę na przód (min. 150 lumenów) – OKULARY – nie chcemy żeby w czasie jazdy do oka wpadł nam owad czy kamyk spod koła mijającego nas pojazdu. Jeżeli będziesz dużo jeździł na swoim rowerku to potrzebujesz kozackiego STROJU. Leginsy do biegania nie nadają się do jazdy na rowerze – pomijając brak pieluchy to szwy w kroku są poprowadzone tak, że jazda na siodełku naszego SPRZĘTA staje się niewygodna. Zainwestuj hajs w dobre kolarki, a nawet kilku godzinne wypady nie będą straszne. Zasada jest taka – im droższe tym lepsza wkładka i lepszy materiał, szycie i dopasowanie (tu muszę wtrącić ja – Katarzyna – i potwierdzić zasadę: gdy zamieniłam gacie za 50 pln z Decatlonu na takie za 300 ze sklepu tri mój tyłek zaczął znowu mnie kochać! Do kompletu musisz nabyć wyk urwistą koszulkę – zasada jest jedna – IM WIĘCEJ sponsorów na klacie tym lepiej (tu Jarek przesadził z szyderą, wybaczcie). Buty, bloki, pedały SPD moim zdaniem to konieczność. Już najtańsze buty i pedały spd poprawiają jakość pedałowania – szczególnie na podjazdach. Ja (Katarzyna) posiadam pedały marki LOOK, a buty Specialized Sport Road (o ile dobrze pamiętam). Jeżeli nie jeździsz tylko naokoło bloku i nie chcesz z następnego treningu wracać autobusem to potrzebujesz torebkę pod siodłową (w środku torebki – dętka, łyżki do opon, pompka, multitool). Ja (K) nie mam jeszcze i póki co mam szczęście w trasie ;). Uchwyt na bidon, bidon – zegarek gps z uchwytem, licznik rowerowy – wszystko w ramach poprawienia komfortu jazdy. Ja (K) mam uchwyt (jakiś standard za 50 pln) i bidon (hipsterski).
Jarek na moją prośbę swoje porady uprościł i zawęził, myślę, że na początek każdemu taka wiedza wystarczy, plus warto iść do sklepu tri/rowerowego i poprosić o zdanie kilku specjalistów, by mieć szerszy obraz sprawy (jedni będą upierać się przy karbonie, inni absolutnie odradzać, ostatecznie decyzję musisz podjąć sam, ale warto wiedzieć, że nie ma jednej złotej recepty na idealny rower). Wklejam także kilka moim zdaniem ważnych cytatów z książki Szybciej. Nauka o prędkości w triathlonie.
Najważniejsza zasada, której się trzymam: jeżeli chcesz jeździć szybciej, najpierw postaw na trening, a ewentualne udoskonalenie zostaw sobie na deser.
Jeżeli bardzo chcesz w coś zainwestować – niech to będzie miernik mocy. Powtarzało mi to kilka osób. Oczywiście nie jest on niezbędny w treningu (kosztuje kilka tysięcy), ale wahając się między super kołami a miernikiem, większość osób poważnie związanych z treningiem kolarskim postawi na miernik mocy. Miernik mocy w rowerze, to jak pulsometr w treningu biegacza: możesz biegać bez, ale dopiero z pulsometrem wiesz kiedy dokładnie możesz określić swój trening: wiesz kiedy jesteś w drugiej strefie, widząc 180 uderzeń, wiesz, że za 20 minut Ciebie odetnie, itp. – w rowerze takim wyznacznikiem są waty, które zmierzysz miernikiem.
Jeżeli już inwestujesz w sprzęt – sprawdzaj jak to się przekłada na wydajność i komfort Twojej jazdy.
Lekkość i aerodynamika to dwie najważniejsze cechy roweru, na których skupia się każdy kolarz i obie powinny mieć swoje źródło w kolarzu, a nie sprzęcie. Lekkość – waga, aero – pozycja. Jeżeli zależy nam na szybszej jeździe – od tego powinniśmy zacząć.
Na dziś tyle o szosach, ja lecę na trening, mam nadzieję, że trochę pomogłam 😉