Czy trochę dyscypliny komuś zaszkodziło?
Trochę tu cicho ostatnio się zrobiło. Może sobie myślicie, że to już koniec RunTheWorld, że straciłam wenę i chęci… Nic z tego kochani 🙂 Jestem. Piszę mniej, ale trenuję więcej. Dodajmy do tego obowiązki zawodowe i rodzinne… no i kryzys w zarządzaniu czasem mamy gotowy. Jest to jednak sytuacja do opanowania. Porozmawiajmy więc, tylko o treningu.
Z przygotowaniami do wiosennego maratonu już wystartowałam. Obecnie jestem na etapie budowania bazy i poszerzania swojej wiedzy. W skrócie: klepię kilometry, analizuję dotychczasowe treningi, słucham i czytam innych trenerów oraz szpieguję biegających znajomych. Na tej podstawie powstaje mój plan na najbliższe kilkanaście tygodni. Nie ma w nim nic specjalnego. Jak każdy plan zawiera kilka kluczowych jednostek treningowych. Jedną z nich jest bieg ciągły w drugim zakresie (75-80% intensywności), lub jak kto woli WB2. Przyjrzałam się mojemu dotychczasowemu bieganiu z taką intensywnością. Występowało ono w trzech sytuacjach: lenistwo, utrzymanie założonego tempa (nie tętna), przypadek. Nigdy oficjalnie nie nazwałam tego WB2 czy II zakresem. Chęć rozwoju zmusiła mnie jednak do poważniejszego zajęcia się tematem, stąd też postanowiłam przeprosić się z książkami Jerzego Skarżyńskiego i jeszcze raz poczytać o Jego metodzie, tych wszystkich magicznych skrótach, a szczególnie wspomnianym WB2. Jak wyjaśnia pan Jerzy, WB2 (bieg ciągły w drugim zakresie), to biegowy środek treningowy, który odpowiednio realizowany znakomicie nadaje się do budowy pułapu tlenowego. Jest jednak pewien warunek, żeby nasze WB2 zakładane, było WB2 realizowanym. Musimy znać swoje tętno maksymalne i podczas biegu nie przekraczać założonej intensywności. Niby proste, ale mnie jeszcze nigdy nie udało się celowo wyhamować. Czy dalej pewne jednostki będę realizować tylko przez przypadek? Czy w końcu uda mi się zdyscyplinować? Póki co biegam i kombinuję, a tylu skrótów w planie nie potrafię zaakceptować 😉
Pozdrawiam!