Akcja #ultraprep, czyli ostatnie dni do Łemkowyna Ultra Trail
W sobotę o 7.00 zacznie się moja ultra przygoda. Łemkowyna Ultra Trail. Z Chyrowej do Komańczy, Szlakiem Beskidzkim, 70 km… i tu pytanie: biegu, marszu, a może czołgania?
Pierwsze podejście do dystansu ultra mam za sobą. Nie było ono udane. Chciałam wtedy zrobić 100 km na orientację (Ełcka Zmarzlina) w biegu. Niestety z powodu źle dobranego towarzystwa i słabej orientacji musiałam zejść z trasy po 9 godzinach marszu. Tym razem zdecydowałam się na samotną walkę. Coś w głowie jednak zostało po tym bolesnym doświadczeniu, pamiętam jak to jest spędzić w styczniu 9 godzin maszerując po lasach, polach i błotach, mam większy dystans do rad udzielanych przez ultrasów (Krasus, Ty się nie liczysz), trochę spokorniałam i przybyło mi lat. Mentalnie czuję się ultra, przyszedł czas na drugą próbę! Zanim jednak spotkamy się na trasie chciałam opisać jak wyglądały ostatecznie moje przygotowania i jaki mam plan na LUT70.
Łemkowynę od Maratonu Warszawskiego dzieliły 4 tygodnie. To idealny zapas czasu by ocenić, czy po maratonie jestem w pełni sprawna fizycznie i gotowa mentalnie do podjęcia wyzwania. Na podstawie wybieganych kilometrów, wykonanych ćwiczeń, przybranych kilogramów oraz stanu swojej psychiki, stwierdzam, że jestem gotowa. 4 tygodnie, to jednak za mało by zacząć specjalne przygotowania pod ultra, a więc lecę z planu maratońskiego. Stwierdziłam, że moje przygotowania pod złamanie 3 godzin były bardziej wymagającym treningiem niż to, co realizuje znacząca większość biegających amatorów w górach, więc w limitach powinnam zmieścić się bez problemu. Nie będę udawać, wciąż we mnie niewiele pokory, ale przynajmniej szczera jestem i uważam, że sprawność fizyczna amatorów w górach jest jeszcze gorsza niż tych na asfalcie. Żeby nie było – nie mam nic do wolnego biegania ani w górach ani na asfalcie. Mówię tu o ogólnej sprawności fizycznej (wadze, zdrowiu, wytrenowaniu, przygotowaniu ciała, sile mięśni, ścięgien, itd.) i denerwuje mnie ta cała otoczka nieziemskiego wysiłku wokół ultra i straszenie mnie, że za mała jestem by biec ultra, a faktem jest, że większość tych twardzieli nie jest wstanie przebiec ciągiem 30 km po płaskim. Górskie ultra na pewno jest ogromnym wysiłkiem i podziwiam wielu zawodników ultra, ale czy większym niż maraton <3? Swoje zdanie napiszę po biegu.
Wracając do tematu, poza treningiem do maratonu i samym maratonem (co w sumie, też uważam za świetny element przygotowania pod ultra), przez ostatnie tygodnie realizowałam plan „roztrenowanie i trening do ultra w jednym”.
- Pierwszy tydzień głównie odpoczywałam. Za szybki powrót do treningów mógł przynieść więcej szkód niż pożytku. Zrobiłam 3 luźne biegi, które łącznie wyniosły 34 km. Pod koniec tygodnia wróciłam do ćwiczeń wzmacniających i stabilizujących. Jadłam aż miło i czekałam aż odzyskam chęci do biegania.
- Drugi tydzień dalej walczyłam z buntującą się głową. Wychodziłam biegać tylko, gdy miałam ochotę. Większość treningów starałam się robić w terenie, nie przekraczałam drugiego zakresu. Bieganie uzupełniałam ćwiczeniami na nogi i sporą dawką ćwiczeń na korpus, plecy, klatkę, ręce. W niedzielę zaliczyłam mocniejszy bieg po lesie w ramach startu w EKO Biegatonie i zajęłam 5 miejsce wśród kobiet. Ostatecznie wyszło ponad 90 km, co jak na leniwe dreptanie, muszę przyznać, jest zaskakująco dużo.
- Trzeci tydzień również opierał się na biegach luźnych, w terenie, i intensywności do drugiego zakresu. Poza wtorkiem, gdy musiałam zrobić wyjątek i spiesząc się na trening AdgarFit zrobiłam 10 km progowo. Wszystko uzupełniałam ćwiczeniami wzmacniającymi. W weekend zrobiłam 30 km drugiego zakresu po lesie, w niedzielę 24 po błocie. Ostatecznie zrobiłam ponad 80 km.
- Czwarty tydzień rozpoczęłam dniem wolnym. Moje czwórki cierpią, może nie tyle co z powodu biegów, a ćwiczeń (krzesełka, wykroki, przysiady). Wtorek, środa i czwartek zrobię jeszcze trochę luźnych kilometrów i zacznę się pakować.
Buty i ubranie już wybrałam. Wszystko jest wygodne i dobrane kolorystycznie, co bym nie stresowała się przez 70 km, że źle wyglądam. Buty wybrałam lekkie i szybkie, przeznaczone do zapierdalania po terenie (adidas adizero xt ultraboost), bo taki mam plan. Kurtka jest cała odblaskowa i żółta, a getry w paski – ultra pełną gębą. Muszę jeszcze dokupić kilka żeli, batoniki Raw Bite, suszone morele i daktyle, bo to ma być podstawa mojego odżywiania na trasie. Sprawdzić, czy mój bukłak jest szczelny po spotkaniu z psem, nagrać dobrą muzę na ipoda (którego jeszcze nie znalazłam), przeczytać listę obowiązkowego wyposażenia kilka razy, bo cierpię na taką dziwną przypadłość i od dziecka, potrafię z najkrótszej listy choćbym wykreślała i nie wiem jak bardzo się starała, czegoś zapomnieć. To chyba tyle, o ile o czymś nie zapomniałam. Zapomniałam? Uśmiech na twarz, plecak na plecy i 70 km zleci dla hecy 😉
Pozdrawiam!