Trafić we właściwy punkt

Najgorzej jest zacząć, znacie to z doświadczenia? Pierwsze, drugie, dziesiąte wyjście na trening i nic nas nie wciąga, nie możemy złapać rytmu i trzymać się harmonogramu. Raz się uda, a innym byle jaka wymówka wystarczy by znowu przestać. Jak robią to inni, że trenują regularnie? Jak złapać zajawkę i poczuć siłę nawyku? Jak być aktywnym przez lata? Już na wstępie „powiem jedno”, póki nie przestajemy szukać i próbować, w końcu udaje się znaleźć odpowiedź -przynajmniej większości. Później część tej większości zaczyna borykać się z kolejnym problemem, jak nie przesadzić? Jak trafić we właściwy punkt ze swoją pasją? Maszyna tworzenia nawyku często nie zna słowa stop i wiele osób prowadzi prosto w ramiona wypalenia lub przetrenowania.
Moje początki biegowe były bardzo chaotyczne i ciężko w nich szukać recepty na sukces i długowieczność pasji. Bywało, że biegałam 3 razy w tygodniu i tak gdy zapominałam o bieganiu na kilka miesięcy. Nie byłam nawet świadoma, że jestem niekonsekwentna w tym co robię. Dopiero endomondo z czasem mi uświadamiało, kurczę jednak ta przerwa była dłuższa niż kilka dni na katar… ale może właśnie w tym tkwią początki sukcesu i recepta na zbudowanie trwałego związku ze sportem i odkrycie w nim wielkiej pasji? Nic mnie nie goniło, nie stresowało, nie miałam pojęcia, że tempo 7 min/km to relatywnie wolne tempo, a mnie daleko do wyczynowych biegaczy. Nie goniłam dla kogoś, za czymś, o coś, po prostu miałam potrzebę przewietrzenia głowy. Z czasem ta potrzeba naturalnie zaczęła się rozwijać, ewoluować, a bieganie stało się moim nawykiem i ogromną pasją. Nie ma jednak gwarancji, że tak będzie zawsze. To kruche tworzywo i potrzebuje stałej opieki. By utrzymać się we właściwym punkcie, nie wystarczy biegać.
Piszę bloga ponad 5 lat jeśli pamięć mnie nie myli, przez ten czas spotkałam i przeczytałam historie dziesiątek osób, które zaczynały i kończyły z bieganiem. Łapały zajawkę na chwilę, na jeden maraton, kilka wpisów, a czasem kilka bardzo intensywnych lat, po których słuch po nich ginął. Koncentrowały się na bieganiu i parciu przed siebie tak bardzo, że w pewnym momencie budzili się pośród niczego, wypaleni, zdezorientowani i zawiedzeni bieganiem. A przecież wcale tak być nie musi. Dążenie do celu nie musi oznaczać ofiary, a bieganie bez celu z kolei nie musi oznaczać braku konsekwencji. Trzeba tylko umieć jak w życiu znaleźć swój właściwy punkt i go się trzymać. Jak?
Sama byłam po obu stronach barykady, na szczęście w odpowiednim momencie zapalała się czerwona lampka w głowie. Mam taki swój mały zbiór praw, o których staram się pamiętać, pomaga trwać w pasji i cieszyć się każdym kilometrem, czy jest ich dużo, czy mało, szybko, czy wolno – w każdym pokonanym kilometrze można odnaleźć szczęście.
Nie bać się marzyć
Nie od dziś wiadomo, że to marzenia nas napędzają. Gdy tylko pojawiają się wątpliwości i słabości, zadaj sobie pytanie, „Hello paniusiu, a czy przypadkiem sama nie marzyłaś o debiucie w Taupo albo założeniu tych pięknych szortów na swój płaski tyłek?”. Marzeniem nie muszą być Mistrzostwa Świata, ale może być bieg na 10 km w Paryżu, czy zmieszczenie się w sukienkę w rozmiarze M… Marzyć, a później dążyć do tych marzeń – to jest piękna rzecz, która pomaga wytrwać.
Trzymać się swojego rytmu, a nie wyznaczonych granic
Dlaczego nie biegałam szybciej 5 lat temu? Nie wiem, po prostu taki rytm odkrywania biegania mi smakował. Może gdybym od razu wrzuciła sobie na barki presję pobiegnięcia maratonu w 3h, teraz pisałabym o tym jak wygląda życie po wypaleniu?
Cokolwiek robisz, trzymaj swój rytm. Nie myśl o tym o ile wolniejszy jesteś od kolegi, chyba, że taki sposób myślenia motywuje, a nie dołuje. Nie masz ochoty startować, robić życiówek, chudnąć, nie rób tego, rób to co sprawia Tobie przyjemność.
Robić małe kroki
Naturą ludzką jest chęć rozwoju i poprawy swojego rytmu. Gdy już przebiegniesz 10 km w Paryżu, może zapragniesz zrobić to szybciej albo przerzucić się na maraton? Jeżeli tak, to świetnie, kolejne cele sprawiają, że łatwiej jest podtrzymać nawyk. Nie zapominaj jednak o metodzie małych kroków. Nie porywaj się na ultra jeżeli po maratonie dochodziłeś do siebie miesiącami, borykasz się z bolącym kolanem, czy nie jesteś w stanie podskoczyć na jednej nodze. Niecierpliwość i chciwość, to fatalny znak naszych czasów, może przynieść chwilowy sukces ale nigdy nic trwałego.
Nie bać się odpuszczać
Zmęczenie psychiczne bywa gorsze od fizycznego. Na dłuższą metę nie masz z nim szans. Jeden trening na takim zmęczeniu jest do zniesienia, ale gdy zamienia się w tygodnie walki z głową, brak zadowolenia po jakimkolwiek biegu, odhaczanie jednostek jakby to był obowiązek a nie przywilej – wiedz, że coś się dzieje. Jeżeli dokładnie w ten sposób zaczynasz reagować na bieganie, najlepsze co możesz zrobić trochę sobie odpuścić. Bardzo możliwe, że ilość i intensywność przewyższyły Twoje możliwości i nie sugeruj się tym, że ktoś obok trenuje więcej, patrz na to, do czego jest przyzwyczajony Twój organizm, słuchaj się i reaguj w porę gdy ostrzega.
Nie bać się odpoczywać
Jak już bieganie staje się naszym nawykiem, zaczynamy przypominać chomiki, które napindalają w kołowrotku aż padną lub ktoś zablokuje to ustrojstwo. A po co? Przecież każdy trener powie, że nawet najlepszy trening nie da nic, bez odpowiedniej regeneracji, że forma rośnie wtedy gdy odpoczywamy (po treningu rzecz jasna), więc czemu tak ciężko wbić sobie do główki i zacząć odpoczywać po ciężkich jednostkach, mieć stałe dni w tygodniu na odpoczynek, robić przerwy wakacyjne? Wrócę na chwilę do książki, którą już Wam polecałam: „ W społeczeństwie, które gloryfikuje krótkoterminowe zyski osiągane morderczym wysiłkiem, potrzeba prawdziwej odwagi, aby zdecydować się na odpoczynek. (…) Aby zebrać owoce naszego wysiłku, musimy pozwolić sobie na odpoczynek”. No więc? Bądź odważny, nie bój się odpoczywać i uwierz, że na dłuższą metę to Ty jesteś wygrany, a nie ten co z zaciśniętymi zębami robi dwa razy więcej i boi się ze znajomymi wyjść na piwo.
Nie bać się zwolnić
Pogoń za wynikami, kolejnymi turbo wyzwaniami jest męczące. Eksploatuje organizm i głowę, do tego nie zawsze musi układać się po naszej myśli i potrafi nieźle zdołować czy przytłoczyć. Po gorszym sezonie lub po sezonie pełnym wyzwań zamiast brnąć dalej, czasem trzeba po prostu zwolnić, wyluzować, odpuścić kompletnie. Pobiegać wolniej lub wcale, postartować bez napiny – naprawdę nie ma obowiązku by być lepszym z biegu na bieg, a już na pewno nie służy to na dłuższą metę.
Olać co myślą inni
Kolejny fatalny znak naszych czasów, który dotyka nie tylko biegania, ale i życia zawodowego, rodzicielstwa, wystroju wnętrz, a nawet sposobu spędzania wakacji. Czy naprawdę robiąc to, czego oczekuje od nas społeczeństwo możemy być szczęśliwi? Czy martwiąc się tym, że nie spełniamy cudzych standardów spełniamy swoje? Wielu ludzi ma ogromną potrzebę wyrażenie swojego zdania na każdy temat. Szczególnie aktywne są osoby, które nie mają za wiele do roboty we własnym życiu, same nie spełniają swoich własnych oczekiwań lub po prostu lubią wypowiedzieć się tak by zranić tym inną osobę. Najlepsze co z tym można zrobić – olać i dalej robić swoje. Przejmowanie się zdaniem innych nie wniesie nic dobrego do naszego życia, co więcej im mocniej olejemy opinie innych tym szczęśliwsi będziemy w tym co robimy, a jak szczęśliwsi to i lepsi.
Nie zapominać się
Każdy z nas ma prawo do pasji i czasu tylko dla siebie, ale każdy z nas prowadzi też życie poza pasją, ma pracę, rodzinę, inne hobby, czy obowiązki. Nawet jeżeli nasza pasja i cel sportowy są bardzo ważne w danym momencie, nie zapominajmy się, podzielmy swój dzień tak by był czas i na nas i dla innych. Rozmawiajmy z najbliższymi o naszych potrzebach, uczuciach. Realizując swoje własne potrzeby, pamiętajmy by nie ranić przy tym innych, chyba, że nie mamy już kogo ranić. I nie mam tu na myśli wpadania w skrajność. Zachowanie równowagi w każdej sferze życia, gwarantuje ogólne powodzenie i szczęście, czasem to kwestia tylko i wyłącznie dobrej organizacji i wyznaczenia priorytetów. Równowaga w życiu musi być, niezależnie co chcesz osiągnąć poświęcając resztę życia w końcu obudzisz się jako przegrany człowiek.
Nie udawać zawodowców
Trochę te światy się zmieszały i sami nie jesteśmy już pewni na jakim świecie żyjemy? Ja wiem, że ciężko pogodzić się z gorszym wynikiem na mecie lub ciężko do niej dobiec gdy od początku idzie nie tak, sama przerabiam takie scenariusze setki razy, ale pamiętajmy, że robimy to przede wszystkim dla przyjemności, a nie z obowiązku. Można realizować cele i poprawiać się prowadząc jednocześnie zdrowe życie amatora, gdzie jest czas na wyjście na piwo, do kina, aktywność fizyczną bez monitorowana, wakacje. Gdzie nie musisz jechać 2 tygodnie przed startem w celu adaptacji do warunków biegu, czy martwić się pogodą, na którą nie masz wpływu. Warto być dobrze zorganizowanym i przygotowanym na różne ewentualności, czerpać inspiracje od zawodowców, ale nie ma też co przesadzać, bo doprowadzi to do szału i nas i nasze rodziny. Luźne majtki są lepsze od najdłuższej aklimatyzacji.
Czerpać z tego przyjemność
Jak głupio i niewiarygodnie to może zabrzmieć, szczególnie gdy mierzysz się ze zmęczeniem fizycznym, bólem na interwałach, palącym słońcem, niepowodzeniami na mecie, podirytowanymi bliskimi, niedospaniem, ostatecznie najważniejsze w tym wszystkim jest to, by czerpać z tego przyjemność. By umieć cieszyć się każdym sukcesem, kolejnym wykonanym treningiem, dobrze zorganizowanym tygodniem.
Czy ja umiem trafić we właściwy punkt ze swoją pasją? Różnie bywa, gdy przesadzę w którąś stronę, po prostu szukam równowagi od nowa. Trafianie we właściwy punkt jest balansowaniem między odpuszczaniem a dociskaniem, zawsze można z czymś przesadzić, ale zawsze jest też jakieś wyjście.