Sposób na stres
Wcześniejszy wpis powstawał w towarzystwie ogromnego stresu przedstartowego. Znacie mnie, z natury jestem chodzącym stresem. Nie zapomnę emocji przed maturą z j. polskiego, gdy okazało się, że nie ma mnie na liście i musiałam poczekać aż wszyscy wejdą do sali, a dyrektorka wyjaśni sytuację. Albo swojego egzaminu na prawo jazdy, za pierwszym razem tak drżały nogi, że nie utrzymałam sprzęgła i od razu oblałam. O! Maraton w Berlinie, mój pierwszy start na wynik, który zadeklarowałam na blogu. Nowa blogerka, nie znana nikomu, bez pleców w towarzystwie biegowym, trenera i przeszłości sportowej, przyszła i postanowiła pobiec maraton w 3:30. Odważnie, ale dzień przed startem żałowałam swojej zuchwałości! Nie mogłam oddechu uspokoić już na 24h przed biegiem, zdecydowanie przed żadnym innym biegiem tak się nie bałam.
Stresuję się, to fakt. Na szczęście w większości przypadków swój „stres przedstartowy”, umiem przekuć w ostateczny sukces. Maturę zdałam na 97%, jeżdżę samochodem 10 lat i jeszcze mandatu nigdy nie dostałam, a maraton w Berlinie pobiegłam książkowo, 3:28, pięknym negativ splitem.Nie o to jednak chodzi i wcale nie zachęcam do stresowania się. Jeżeli ktoś ma podobny problem do mojego, to podpowiadam jak ja sobie z nim radzę na cito.
LUDZIE
Jedną z piękniejszych rzeczy, która może nas w w życiu spotkać, to przyjazne otoczenie. Bliscy, kochający ludzie, mąż/żona, rodzina, przyjaciele, to oni pomagają uspokoić oddech, uwierzyć i skupić się na tym, co najważniejsze – radości i satysfakcji z tego co robisz. Od powrotu z Mediolanu mogłam zacząć myśleć już tylko o swoim starcie w triathlonie i tak zamknęłam się w sobie, aż przesadziłam. Z nerwów nie mogłam jeść, spać i nic racjonalnie zaplanować. W stresie jestem nieprzyzwoicie niezorganizowana i cały dzień potrafię spędzić na pierdołach, godziny mi uciekają i nic nie idzie jak powinno. 4 tygodnie do startu, a ja w takiej rozsypce? Wtedy przyszli z pomocą bliscy ludzie. Wspólny trening ze znajomymi, rozmowy z rodziną, rady moich kochanych czytelników. Serio, w pewnym momencie pomyślałam, no nie, lepiej zrezygnować niż tak się stresować. Cegiełka za cegiełką kolejne osoby sprawiały, że mój stres opadał. A najważniejszą, przełomową cegłę dołożył Benji, który wybrał się ze mną na rower kilka dni temu! Jazda, jak jazda możecie sobie pomyśleć, na kole zawsze daje się z siebie więcej. Rozmowy i słów wsparcia oraz szczerej wiary w oczach nic jednak nie zastąpi. A Benji jest w tym najlepszy. Wróciłam z tego treningu taka podjarana, że cały stres kompletnie zniknął. Nie ma! Nic a nic! I nie wróci, bo wiem, że w Sierakowie będzie jeszcze lepiej, co prawda nie mogę jechać na kole, ale z pewnością spotkam masę fajnych ludzi.
Jeżeli stres Ciebie zjada, najlepsze co możesz zrobić, pogadać z kimś kto Ciebie zrozumie, spędzić miło czas z najbliższymi, ostatecznie napisać na fb i liczyć na wsparcie większego grona. Przy ostatnim punkcie pamiętajcie, że w ten sposób wystawiacie się nie tylko na wsparcie, ale i krytykę tych, co nie rozumieją: jak można tak się stresować, skoro to pasja 😉
TRENING
Od lat wyznaję teorię, że najlepszy na stres jest trening. Aktywność fizyczna pomaga pozbyć się nagromadzonych emocji, otwiera głowę, porządkuje myśli, dostarcza pozytywnej energii. Po treningu zawsze czuję się lepiej chociaż na chwilę. Nie dopuszczam jednak do sytuacji by stres przedstartowy wpłynął negatywnie na trening czy sam start. Po wystrzale startera, przestaję się stresować i mam w głowie jedno: co będzie to będzie, ale teraz mam zrobić wszystko by było jak najlepiej. Panika w niczym mi nie pomoże. Spokój i działanie zgodne z planem, zero zmiany taktyki w ostatnim tygodniu, czy godzinie, nawet jeżeli zmiana wydaje się dobrym rozwiązaniem: nie jest.
Stresujesz się? Nie odpuszczaj z tego powodu treningu, zrób go, ale pamiętaj! Zgodnie z planem, nie gorącą głową!
DIALOG WEWNĘTRZNY
Wewnętrzna rozmowa powinna być pierwszym krokiem do samouspokojenia się. Do tego można ją połączyć z treningiem, więc nie potrzebujemy dodatkowego czasu na takie dialogi. Jak wygląda u mnie taka rozmowa? Gadam ze sobą jak w bajkach, z jednej strony odzywa się aniołek, z drugiej diabełek. Rozważam wszystkie za i przeciw, czy aby na pewno warto się stresować? W końcu głowa zaczyna rozumieć, że nie i tyle. Dobrze jest pogadać z kimś inteligentnym.
ZRÓB COŚ DLA SIEBIE
Gdy poziom stresu zaczyna być naprawdę niebezpieczny, a jego efekty widać po wadze, relacjach z najbliższymi i wynikach na treningach, weź oddech, zatrzymaj się i zrób coś niezwiązanego z planami startowymi. Idź do teatru, na dobry film, czy kolację. Zrelaksuj się, zapomnij o planach startowych. Tylko na chwilę, ta chwila nie zniszczy marzeń o dobrym wyniku, a może wpłynąć zbawiennie na samopoczucie. Pamiętaj, samopoczucie jest równie ważne, jak nie ważniejsze od samego wyniku, a start w zawodach, to coś, co robisz dla siebie. Prawda? Ja wiem, że banalne, że niełatwe. Presja w dzisiejszych czasach atakuje nas z każdej strony. Sama chciałabym debiutować pod innym nazwiskiem, ale co zrobię? Zachciało się bloga prowadzić, to mam. Na szczęście już dawno nauczyłam się jednego: kompletnie nie biorę do głowy opinii innych. Wiadomo, zaboli jak ktoś rzuci kamieniem, ale sama wiem najlepiej ile jestem warta i co dla mnie jest najważniejsze. Gdy olejesz oczekiwania innych, nie dość, że będziesz miał więcej frajdy z tego co robisz, zrobisz to lepiej niż przypuszczasz.
Let’s do it!