Gdy koleżanka, która stara się wkręcić w bieganie przyznała, że przeczytała mojego bloga od deski do deski, postanowiłam go przejrzeć i się przekonać, czego ona mogła ode mnie się dowiedzieć? Poza tym, że za niektóre wpisy mi wstyd, inne wywołują uśmiech od ucha do ucha, a jeszcze inne mnie wzruszają, zauważyłam pewną straszną rzecz! W pewnym momencie tak się rozpędziłam, że wpisy o progach, zakresach, VO2max i relacje z biegów na kosmicznych tempach przyćmiły ważną część RTW – bieganie dla początkujących. Wiadomo, ja się rozwijam, blog się rozwija, ale jednak to głównie początkujący amatorzy (albo tylko) i przyszli początkujący tu zaglądają. No więc, co by pomyślała Kasia 5 lat temu wchodząc na taką stronę jak RTW obecnie? „Choć autorka bardzo się stara, by te wszystkie kosmiczne definicje przełożyć na chłopski rozum, brzmi i biega jak wariatka”. A tak poważnie, to serio mam nadzieję, że prędzej czy później do każdego dotrze jak ważne są biegi w tempie progowym, albo czemu na treningu nie biegamy 5 km VO2 max 😉 Jeżeli nie jesteś jeszcze w tym momencie, to zachęcam do czytania dalej i poznania mojej złotej recepty jak wkręcić się w bieganie.
1. Chcieć, to móc
Żeby zacząć biegać, musi nam zacząć świtać w głowie. Wystarczą delikatne przebłyski z bieganiem w roli głównej. Chciałabym/chciałbym spróbować biegać. Chciałbym/chciałabym coś zmienić w swoim życiu na lepsze. Chciałbym/chciałabym zrobić coś dla siebie. Jeżeli w naszej głowie pojawi się opcja JA CHCĘ, łatwiej będzie przejść przez drugi etap, czyli trudne początki.
2. Trudne początki
Kto powiedział, że początki są łatwe i przyjemne? Jeżeli masz za sobą pierwsze wyjście, dobrze wiesz co mam na myśli. Niektórym oczywiście przychodzi wszystko jakoś łatwiej, ale znacząca większość zanim bez zatrzymywania pokona pierwsze 3 km musi nieźle się namęczyć. Ja należę do tej większości. Na szczęście zaczynałam w zupełnie innych czasach i do głowy mi nie przyszło, że biegam jakoś gorzej, czy wolniej od innych. Obecnie mam wrażenie, że presja otoczenia trochę za bardzo blokuje niektórych początkujących. Warto zapamiętać, że początki praktycznie zawsze są trudne i nie ma czego się wstydzić, póki próbujemy. Spokojnie, bez ciśnienia na kilometraż, wychodzimy i spędzamy w biego-marszu 30 minut, na początek tyle wystarczy. Niech organizm się przyzwyczai, a w końcu sam wypowie, czy jest gotowy na więcej. Gdy wyeliminujemy marsz i 30 minut ciągłego truchtu przestanie być wyzwaniem, można zacząć myśleć o wydłużaniu, czy liczeniu dystansu. Tu taka moja bardzo ważna uwaga – na początku biegaj na czas, a nie dystans! Warto zaczynać powoli, bez kombinowania i szukania planów treningowych, kupowania drogiego sprzętu. Najpierw trzeba posmakować biegania, nie od razu będzie słodko, ale z czasem powinno zacząć smakować, a jeżeli czujemy, że nie zacznie smakować, warto poszukać dalej, albo odpuścić i wrócić do biegania później. Ja próbowałam kilka razy, nie myślałam o tempie i dystansie, po prostu wychodziłam z domu i coś tam sobie truchtałam. Z czasem zaczęłam korzystać z Endomondo, bo to mnie motywowało. Gdy widziałam, że pokonałam 3 kilometry w pół godziny, a miesiąc później było to już 4,5 kilometra, aż chciało się biegać dalej! Duma sprawiała, że początki przestawały być trudne – miałam swój cel! Problem ze złapaniem oddechu, czerwona twarz, sapanie, zatrzymywanie się, bunt żołądka – to wszystko z czasem mija, normuje się, organizm przyzwyczaja się do wysiłku i naprawdę kolejne wyjścia będą łatwiejsze, najważniejsze – przetrwać trudny początek.
3. Pokonać pierwszy kryzys
Bardzo chcesz, a i tak jest ciężko? To się zdarza najlepszym. Chwile zwątpienia, załamania, brak motywacji. Czasem trzeba odpuścić i zobaczyć co przyniesie kolejny dzień. Nic dobrego? Czas na dialog wewnętrzny. Motywacji i chęci musisz poszukać w sobie. Ładne obrazki i cytaty z internetu mogą pomóc rozpalić wyobraźnię, ale cała reszta w Twoich rękach, a dokładniej – głowie. Odpowiedz sobie na pytanie, czy naprawdę tego chcsz i dlaczego? Jeżeli odpowiedź zaczyna się od słów: „Tak, ale…” Może to jeszcze nie „ten” moment. Można sobie odpuścić jeden i drugi dzień, ale jeżeli dni zamieniają się w miesiące coś jest tu nie hallo. Jak ja pokonywałam pierwsze kryzysy? Brałam tak zwany głęboki wdech i wychodziłam nie oczekując niczego konkretnego od siebie. Jeżeli nie będę miała ochoty biegać, przynajmniej godzinę pospaceruję. W ten sposób, bezboleśnie i bez przymusu uczyłam się żyć aktywnie i czerpać przyjemność z bycia aktywnym. Uzależniałam się bardzo powoli.
4. Motywacja
Żeby od trudnych początków przejść dalej, warto mieć jakiś cel, punkt zaczepienia, wizję swojego biegania. Znaleźć własną odpowiedź, dlaczego akurat wybrałem bieganie? Moją, choć na jakiś czas licznik się zatrzymał, chyba wszyscy znają? Jak macie lepsze, piszcie! A ja w tym czasie będę zapuszczać włosy, by na ścieżki biegowe wrócić z pięknym, długim kucykiem 🙂