motywacja

Jak być po prostu fajnym biegaczem?

Czasy mamy takie, że biegaczy jest dużo. Z roku na rok nas przybywa, a za masowością idzie także różnorodność i nie zawsze jakość. Nie wszyscy są fajni, nie wszyscy się lubią i wspierają. Czasy, gdy myślałam, że wybieganie działa na wszystkich tak samo, czyli relaksująco, mam za sobą. Bywa w naszym środowisku gęsto, ciasno, głośno, nerwowo. Niekażdy biega dla przyjemności, niewiele osób się ściga, a jeszcze mniej ma luźne gacie, ale skoro wszyscy biegamy, to chyba możemy pracować nad tym by w naszym środowisku było przyjemniej i podnosić jakość oraz kulturę biegania/biegaczy.

Nie piszę o niekończących się endorfinach i wzajemnym poklepywaniu po pleckach. Daleka jestem od takich idei. Nie każdy musi się lubić. To zupełnie naturalne, więc wszyscy powinniśmy zaakceptować taki stan rzeczy. Naukowcy mówią, że tylko psychopaci lubią wszystkich. Sztuką, czyli tak zwanym byciem fajnym biegaczem jest nasz sposób w jaki pokazujemy stosunek do innych, nawet tych nielubianych lub nieszanowanych, bo szacunku do wszystkich też próżno wymagać.

Obserwując siebie i innych biegaczy, w życiu, w pracy, w sieci, zaczęłam się zastanawiać co sprawia, że bieganie jest fajne, a co je komplikuje niepotrzebnie. W międzyczasie odbyło się kilka kontrowersyjnych imprez, padło kilka mocnych wypowiedzi o limitach, pojawiły się kolejne dopingowe afery, dyskusje o bohaterskości i wiecie co? W każdym tym temacie ja także mam swoje zdanie, kiedyś chętniej się nim dzieliłam, a teraz w większości przypadków sobie myślę: jaki to ma na mnie wpływ? Jak żaden, to się uspokajam i idę robić swoje albo popełniam wpis taki jak dziś. Uwielbiam rozmawiać i dyskutować na różne tematy, tylko mam wrażenie, że większość dyskusji nie ma sensu, bo kończy się zawsze tak samo: usilnym przekonywaniem do jedynej słusznej racji, czyli najmojszej prawdy, wylewaniem pomyj na siebie i jednym wielkim hejtem na ludzi o odmiennych opiniach, czy nie można inaczej?

Najlepsze co można zrobić nie tylko w bieganiu, ale w życiu: to zacząć od siebie. Zanim zaczniemy komuś radzić, pomagać, kogoś krytykować, oceniać, warto spojrzeć na siebie. Wiem, że to nie jest proste, ale warto się uczyć. Inwestowanie w siebie, w swój rozwój i zdrowie, na pewno wyjdzie nam samym na dobre, a to chyba najważniejszy cel – by nam samym żyło się lepiej. W końcu z natury jesteśmy egoistami, więc najpierw żyjmy swoim życiem i starajmy się by było fajne, a dopiero później bierzmy się za innych! 😉

Nie musisz lubić, nie musisz nawet szanować innego biegacza, ale miej w sobie na tyle klasy, odwagi, czy kultury by zostać ze swoim zdaniem sam na sam, tym bardziej jeżeli jest ono krzywdzące dla drugiej osoby.  „Masz grubą dupę” łatwo napisać na fejsie. Ktoś, kto ma grubą dupę pewnie dobrze sobie zdaje sprawę z tego faktu, a to, że ktoś mu publicznie przypomni wcale nie zmieni tej dupy. A jak już ktoś bardzo chce porozmawiać o cudzej dupie, niech mu powie prosto w twarz, przy okazji np. pokaże swoją, która zapewne jest idealna. Uwierzcie, że mnie też wielu biegaczy denerwuje i nie wszystkich lubię. Najczęściej po prostu z nimi nie gadam (wyjątkiem jest obrona własna) i mam święty spokój. Naprawdę tak jest łatwiej i przyjemniej. Otaczam się ludźmi, których lubię i szanuję, resztę eliminuję ze swojego środowiska.

Fajny biegacz nie narzuca zdania, wartości, ideałów i bohaterów innym biegaczom. Umiejętność dyskusji, słuchania i otwarty umysł, to cechy, które sprawdzają się także w bieganiu. Kim jest bohater biegowy? Dla jednych będzie to ambitny amator, który trenuje po godzinach, dla innych Kowalski po redukcji i odmianie z kanapowca do ultrasa, matka z dwójką dzieci truchtająca regularnie, mistrz olimpijski, rekordzista świata, czy popularny bloger. Każdy ma swoje kryteria wyboru i system wartości – warto to uszanować i zanim powiemy, że ktoś według nas jest beznadziejny, powoli przeczytajmy wszystkie punkty jeszcze raz i wyciągnijmy wnioski. Warto mieć swoje zdanie i szanować prawo do własnego zdania innych.

Nie mierzymy innych swoją miarą. To zdanie powinni zapamiętać i szybsi i wolniejsi. Każdy z nas jest indywidualnością. W bieganiu amatorskim spotkamy byłych zawodników, regularnych truchtaczy, zaczynających z poziomu kanapy, przechodzących z innego sportu, po przejściach, itd. Nie możemy wszystkich wrzucać do jednego wora, bo w bieganiu amatorskim, nie czas jest główną miarą. Owszem jest celem wielu z nas, ale pamiętajmy: każdy z nas ma inne cele! Szybcy często rozprawiają o sztuce trenowania, ciągłego poprawiania, limitach, tłumacząc, że każdy wystarczająco mocno zaangażowany tak może, ale zapominają przy tym często o bardzo ważnej rzeczy: nie każdy marzy o byciu szybkim. Nie każdy chce poświęcić cały swój wolny czas na treningi. Większość woli zostawić ściganie zawodowcom, a truchtać przy okazji prowadząc normalne życie. Każdy ma prawo do własnych marzeń i nie zmuszajmy by marzyli wszyscy o tym samym. Po co na siłę wciskać i przekonywać do swoich?

Wolniejsi biegacze z kolei bulwersują się często przy okazjach, gdy szybsi chwalą się swoimi treningami, nazywając tempo 4:15 truchtem, marudzą, gdy nie zrobią życiówki (a wynik mimo wszystko jest ponad przeciętny). Naprawdę nie ma czym się bulwersować, ktoś kto regularnie od lat trenuje, poświęca wszystko bieganiu i marzy o pierwszych miejscach wykonuje kawał ciężkiej roboty i tak po prostu biega. Wypracował to i nie ma czego zazdrościć, można jedynie brać przykład i pracować nad sobą (jak czujesz).

Uszanujmy swoje poziomy i możliwości. Po raz kolejny podkreślę też fakt, że uwielbiam sobie dokręcać śrubę, nie oznacza, że w moich oczach każdy powinien tak robić i tylko takie bieganie szanuję. Powiem nawet więcej: ogromnie podziwiam tych, co potrafią latami biegać dla czystej przyjemności, a w bieganiu widzą przede wszystkim radość i przyjemność.

Te wszystkie moje punkty nie będą miały większego sensu jeżeli nie biegasz dla siebie. Nie ujrzysz w bieganiu większego sensu, nie polubisz i nie przestaniesz się frustrować jeżeli w twej duszy nie gra bieganie 😉  Dlatego najważniejsze w byciu fajnym biegaczem jest bieganie dla siebie, a reszta jakoś się ułoży. A jeżeli chociaż jedno zdanie z powyższego wpisu pozytywnie wpłynie na czyjeś podejście do innych biegaczy, ale też siebie samego, to będę przeszczęśliwa. Sama wielokrotnie biorę głęboki wdech (szczególnie teraz, gdy jestem dodatkowo sfrustrowana swoją kontuzją) i zaglądam do czeluści biegackiego umysłu by stwierdzić: nie warto, idź dalej i rób swoje.

Share: