
10 patentów na to jak zacząć od poniedziałku
Poniedziałek, przez wielu dzień znienawidzony, przez innych naznaczony magiczną siłą zwiastującą zmiany na lepsze. Jako, że od niego wszystko się zaczyna, wielu z nas swoje wielkie zmiany/ nowe plany wyznacza również na poniedziałek. I choć jest to idealny dzień by zacząć, w ustach wielu brzmi jak zwykły frazes. A słowa od poniedziałku możemy interpretować jako symboliczne znaczenie zaimka NIGDY. Czy rzeczywiście tak musi być? Czy da się w ogóle zacząć od poniedziałku? Moim zdaniem da się, a pomóc może 10 prostych patentów.
- Ustalić konkrety – czyli cel i powód, dla którego chcemy go osiągnąć. Nie musi to być cel sportowy, może to być efekt wizualny, ważne by był w miarę konkretny i osadzony w czasie. Jeżeli masz problem już na tym etapie proponuję cel i powód zapisać sobie – w kalendarzu lub specjalnym notesie „od poniedziałku”. Zapisywanie będzie przewijało się w kolejnych punktach i uwierz mi serio działa.
- Zorganizować się – czy cierpisz na brak czasu? Usiądź z kalendarzem/notesem w ręce i spójrz z dystansu na swój czas. Czy na pewno nie da się z nikąd wyciągnąć kilku dodatkowych minut? Nie wierzę! Trening uzupełniający zrób w domu przy dzieciach/tv/ czekając aż kolacja się odgrzeje. Zrezygnuj z rzeczy, które nic nie wnoszą do życia, a zajmują cenny czas (policz ile czasu spędzać przed tv, telefonem czy laptopem i spróbuj przynajmniej ograniczyć). Zaplanuj cały tydzień, przynajmniej te stałe elementy i staraj się trzymać harmonogramu. Jeżeli do pracy masz na późniejszą godzinę – spróbuj zrobić trening rano, nie mów, że umiesz tylko wieczorem, czasem to tylko kwestia przyzwyczajenia.
- Ocenić realnie możliwości i ograniczenia – planując swój tydzień, z góry ustal ile dni w tygodniu jesteś w stanie poświęcić na aktywność dodatkową. Nie oceniaj po fakcie (wtedy będziesz subiektywny), a przed. Jeżeli realnie jesteś w stanie wcisnąć 5×45 minut w tygodniu, na początku skróć to do 3x 45 minut w tygodniu. Dzięki temu nie zniechęcisz się od początku, nie będziesz czuł się przytłoczony i zawsze masz mały zapas by któryś trening przerzucić bez powodu na inny dzień – co jest normalne, szczególnie na początku, gdy siła nawyku nie jest najmocniejsza.
- Notować wymówki i porażki – przy każdym odpuszczonym treningu zapisać powód dla którego tak się stało. Przy każdym nieudanym zapisać co i dlaczego się nie udało. Krótko i zwięźle. Po tygodniu czy miesiącu, wróć do tych zapisków i sam zrozumiesz dlaczego twój poniedziałek działa lub nie.
- Analizować postępy – tu po raz kolejny świetnie się sprawdza prowadzenie dzienniczka/notesu/kalendarza. Każdy tydzień próbuj krótko podsumować. Nie masz na to czasu? Policz ile razy byłeś na treningu, a ile planowałeś. Przejrzyj notatki dlaczego wyszło tak, a nie inaczej. Nie bój się być szczery sam ze sobą. Ćwiczyłeś trzy razy w tygodniu przez miesiąc? Trzymałeś się diety? Spróbuj teraz skonfrontować swoje postępy z rzeczywistością. Nie musisz być zawodowym trenerem czy dietetykiem żeby widzieć postęp. Czy ostatnie treningi były lżejsze niż te pierwsze? Większe ciężary podnosisz? Biegasz szybciej na niższym pulsie? Masz mniej centymetrów w biodrach albo kilogramów na wadze? Z analizą pamiętaj tylko o jednym, co za często to nie zdrowo. Raz w miesiącu wystarczy.
- Nieważne ile – działaj! Nie brak czasu czy słabe możliwości fizyczne są głównymi powodami porażki, ale brak nawyku działania. Dlatego póki nie będzie on silny i mocno osadzony, wyrabiaj go powoli, małymi krokami. W momentach gdy się nie chce i szukasz wymówek gdzie się da odpuść sobie trochę i zrób 1/4 tego co planowałeś. Wyjdź na 15 minut truchtu, zrób 5 ćwiczeń stabilizujących przed snem, a nie cały trening. Zrób cokolwiek, co uwierz mi zaprowadzi Ciebie dalej, wykonywane regularnie, niż jeden zajebisty trening raz w miesiącu.
- Poproś kogoś obcego o pomoc – mąż, przyjaciółka, czy dobry znajomy tak nie zmotywują, jak trener niezwiązany osobiście, który nie boi się krzyknąć, wygonić lub powiedzieć parę brzydkich słów prosto w oczy. Z bliskimi fajnie się ćwiczy gdy ktoś już jest zmotywowany, brak motywacji u jednej osoby i mocna motywacja u drugiej, najczęściej kończy się wielką aferą w rodzinie.
- Szukać małych przyjemności – nawet jeżeli trening nie jest w twoim przypadku celem samym w sobie, spróbuj znaleźć w nim coś co sprawia przyjemność. Jeżeli nie lubisz biegać, spróbuj spinningu – moc na takim treningu grupowym trzeba przeżyć na własnej skórze, wolisz spokojniejsze klimaty? Joga. Potrzebujesz wyrzucić z siebie emocje po całym dniu pracy – kickboxing. Możliwości jest wiele! Szukajcie, a znajdziecie!
- Nagradzać się – w dłuższej perspektywie nikt nie wytrzyma ciągłego reżimu treningowego, dietetycznego. Przerwy, wakacje, cheatmeale, robią sobie zawodowcy, amatorzy, początkujący i zaawansowani. To pozwala złapać oddech, wyluzować i ruszyć dalej. Przynajmniej na początku, ja bym jednak polecała zapisywać „swoje nagrody” i przy analizowaniu sprawdzić czy nagród nie było tyle co treningów. Jeżeli masz problem z obiektywnym nagradzaniem – na początku nagradzaj się raz w miesiącu.
- Wziąć się w garść – jeżeli dotrwałeś do tego punktu – gratuluję! Przed tobą najważniejsze – weź się w garść i nie patrz jaki jest dzień tygodnia, po prostu idź i działaj!