Sauna – nie tylko dla Wikingów
Upływający właśnie weekend mogłam spędzić w stronach rodzinnych. Bieganie po wiejskich ścieżynach, świeże powietrze i leniwa cisza – przemiłe uczucia dla ciała zmęczonego Warszawą. Te proste rzeczy doceniłam dopiero po latach mieszkania w dużym mieście. Z każdym kolejnym rokiem wracam do Mojego Świata coraz częściej i coraz chętniej. A nieodłączną częścią Mojego Świata jest sauna (na szczęście w Warszawie też można sobie na nią pozwolić… co prawda w innych okolicznościach 🙂 ale zawsze coś!)
Sauna…
Jak się powszechnie mniema, kultura sauny wzięła swój początek w Finlandii – i to już jakieś 2000 lat temu. Szczególnie popularna jest w krajach, gdzie zimy są długie, mroźne i śnieżne, między innymi w: Finlandii, Norwegii, Szwecji, Rosji, na Litwie oraz w Polsce 🙂 Ostatnimi laty zyskuje jeszcze bardziej na popularności i już coraz mniej zdziwionych oczu spotykam na dźwięk słowa SAUNA.
Sauny byłam uczona od małego. Największą frajdą była zabawa na śniegu w stroju kąpielowym 🙂 Jako dzieci traktowaliśmy to po prostu jak niezłe szaleństwo, na które pozwalają nawet mamy. Może to dziecięce myślenie zostało mi do dziś i dzięki temu nie czuję oporów przed etapem chłodzenia, który często wzbudza niechęć u początkujących dorosłych osób. Ja, saunę wprost ubóstwiam i korzystam kiedy tylko mogę!
Poza względami kulturowymi, sauna zdobyła uznanie jako zabieg pielęgnacyjny, relaksacyjny (oczyszcza ciało, uwalnia od stresu).
Jej pozytywne działanie zostało także docenione przez sportowców – szczególnie tych wytrzymałościowych.
Dlaczego dobra dla sportowców?
- Regularne seanse w saunie podnoszą wydolność i hartują
- Po wysiłku fizycznym przyśpiesza proces regeneracji
A skąd to wiem?
- Tej zimy jeszcze nie chorowałam
- Trochę już przebiegłam – w tym dwa maratony
Sauna, to naprawdę fajna sprawa i łatwo dostępna. W każdym kompleksie basenowym, SPA, hotelowym, wypoczynkowym, itd. możemy skorzystać z sauny. Coraz częściej można też takową wynająć, by celebrować rytuał w kameralnym, dobranym gronie. Prawdziwi pasjonaci budują też własne.
Najlepsza jest taka w gronie rodziny i bliskich przyjaciół. Nad jeziorem skutym lodem i polami pokrytymi śniegiem…przy dwudziestostopniowym mrozie… Umilona chłostą brzozowymi rózgami, czy parą wodną z olejkami eterycznymi…
Każdy mój pobyt w domu rodzinnym wieńczony jest taką właśnie kąpielą:
Trzeba pamiętać, że cała zabawa polega na naprzemiennym przebywaniu w wysokiej i niskiej temperaturze. Musimy wystawić nasze ciało na temperaturowy kontrast inaczej to nie ma sensu! To nie sauna! Dlatego: ogrzewamy się w saunie do granic naszych możliwości, każdy powinien wyczuć swój moment (nie za wcześnie – żeby strach przed ochłodzeniem nie sparaliżował, nie za późno żeby nie stracić przytomności) a następnie studzimy się w wodzie, śniegu, lodzie, aż poczujemy lekki chłodek. Kilka minut odpoczynku, parę łyków wody i powtarzamy proces. Trzy takie wejścia to naprawdę udany seans… i spokojny sen.
Pozdrawiam!