Robiąc listę top produktów z kuchni biegacza, specjalnie podzieliłam je na dwie grupy. Pierwsza, o której pisałam TU, były to produkty proste, dostępne, w przystępnych cenach, posiadające masę cennych właściwości, często niedoceniane w codziennym życiu, wyrzucane z diety na rzecz niezdrowego, przetworzonego jedzenia, które wcale nie jest tańsze. Lista ta miała pokazać, że większość zdrowych rzeczy nie kosztuje majątku, zdrowe odżywianie jest banalne, „wystarczy zamienić snickersa na dwa banany” 😉 Dziś jedziemy dalej z tematem. Osoby przydzielające diecie ogromną rolę w swoim zdrowym, aktywnym życiu, nie boją się w nią inwestować. Wolą wydać trochę więcej pieniędzy na dobre jedzenie niż kolejną suto zakrapianą imprezę. Kupują i próbują rzeczy, które osobom mniej przywiązującym uwagę do odżywiania brzmią abstrakcyjnie i kosmicznie drogo. Te egzotyczne produkty mają nie tylko zaspokajać głód, przypisywane są im nadzwyczajne właściwości dietetyczne i zdrowotne, które większość zdrowo odżywiających się biegaczy, chciałoby po prostu poczuć na sobie. Przetestować, sprawdzić, posmakować, czy warto włączyć je do swojej diety, czy rzeczywiście działają cuda, czy odpuścić kulinarne wariactwa? Jakie produkty można wrzucić na taką listę?
Bataty/ pataty lub po prostu słodkie ziemniaki. U nas jeszcze dość mało popularne, ale w świecie sportowym mocno doceniane ze względu na wysoką zawartość witamin i minerałów. Są dobrym źródłem węglowodanów, magnezu, potasu, manganu, miedzi, witaminy C, E, A i silnych przeciwutleniaczy, mają więcej b-karotenu niż ciemnozielone warzywa. Zapewniają dużą dawkę energii potrzebnej do ćwiczeń, obniżają ciśnienie krwi, regulują poziom cukru, pomagają w uzupełnieniu utraconych wraz z potem minerałów (batat to dobry kompan w walce ze skurczami). Można je przyrządzać na wiele sposób, świetnie smakują jako pieczone w ziołach frytki lub w formie zupy.
Komosa ryżowa – najbardziej kontrowersyjna i najczęściej wyśmiewana potrawa, zaraz po owsiance, przez biegaczy starej szkoły. Osobiście udało mi się przekonać do niej już jednego wielkiego przeciwnika 😀 Dlaczego? Posiada wszystkie aminokwasy egzogenne co czyni ją źródłem pełnowartościowego białka. To fenomen w świecie roślinnym i tym samym świetna informacja dla osób na diecie wegańskiej i unikających tłuszczu zwierzęcego. Poza jakością, liczy się także ilość zawartego białka – a tu mamy bardzo miłe zaskoczenie – prawie dwa razy więcej od brązowego ryżu. Jak już wiele razy wspominałam, my biegacze ciągle mamy problem z białkiem, stąd na komosę namawiam jak tylko mogę! DO tego jest smaczna i prosta w przyrządzeniu – idealna jako dodatek do sałatek, obiad, czy na słodko w formie śniadania. Miód, malina!
Nasiona chia przebojem wdarły się do kuchni aktywnych żywnościowych zapaleńców, przede wszystkim za sprawą swoich właściwości hydrofilowych. Ich wysoka wchłanialność wody (12 razy więcej od ciężaru w wodzie) oraz stopniowe uwalnianie wody podczas trawienia pozwalają utrzymać właściwy poziom nawodnienia organizmu podczas długotrwałego wysiłku fizycznego. Poprawiają tym samym także wchłanialność innych składników odżywczych. Znajdziemy w nich sporą dawkę błonnika i białka oraz duże ilości kwasów Omega-3 i Omega-6. Mają więcej przeciwutleniaczy od jagód. Chia przygotowuje się podobnie do siemienia lnianego. Najlepiej zalać wrzątkiem łyżeczkę nasion, a jak już spuchną zjeść same lub dodać do śniadania, zrobić deser z jogurtem i owocami. Można także kupić gotowe produkty z nasionami, np. u mojego znajomego w sklepie Chia Charge Polska . Nie reklamuję! Szczerze polecam! Sama zamawiam masełko!
Jagody goji kolejna nazwa, która wywołuje śmiech na sali 🙂 Do ich największych zalet można zaliczyć duże ilości witaminy C i b-karotenu. W swoich wartościach są bardzo podobne do innych jagód, więc spokojnie można je zamieniać tymi rodzinnymi, sezonowymi. Wszystkie owoce z rodziny jagód są porównywalnie zdrowe. Niemniej goji są dobrą alternatywą i smacznym dodatkiem do śniadań dla osób, które lubią różnorodność.
Maca królowa dziwności, ale moim zdaniem, jest jak najbardziej warta grzechu. Składa się ponad 50% z węglowodanów, zawiera białko, wapń, żelazo, magnez, wit. C, B1 I B2. Co najważniejsze dla sportowców, mówi się, że zwiększa wytrzymałość, siłę, poprawia refleks i odporność na stres. Jest rośliną energetyzującą, co wyraźnie czuć po spożyciu (osobiste spostrzeżenia). Jest bardzo dobra szczególnie dla kobiet, poprawia libido, nastrój i reguluje gospodarkę hormonalną (jedno z moich zaleceń po złamaniu). Chroni przed anemią, poprawia kondycję mięśni, zapobiega osteoporozie. Ma właściwości adaptogenne, czyli dopasowujące się do potrzeb konkretnego organizmu i nie można jej przedawkować. Brzmi niewiarygodnie, ale na jej korzyść przemawiają konkretne badania naukowe, widnieje na liście FAO produktów rozwiązujących problemy odżywcze oraz liście produktów dla kosmonautów zatwierdzonych przez NASA. Maca to korzeń, który rośnie w Andach, w Polsce możemy ją kupić w formie sproszkowanej. Spożywa się ją jako dodatek do koktajli, napojów, można dodać do sałatek, owsianki, upiec chleb. Za minus można uznać jej smak.
Olej kokosowy dla osób dbających o swoją sylwetkę, to najlepszy wybór wśród tłuszczy do pieczenia i smażenia. Ma wysoką temperaturę spalania. Do tego pobudza metabolizm i przyspiesza spalanie tłuszczu brzusznego. Ma udowodnione właściwości przeciwbólowe, przeciwzapalne i wzmacniające odporność. Jest szybko przetwarzany na energię i łagodzi dolegliwości żołądkowe – to ważne cechy przed długimi biegami. Ma bardzo szerokie zastosowanie w medycynie naturalnej i kosmetyce, a do tego jest po prostu smaczny 🙂 Warto smażyć na nim potrawy, lub profilaktycznie spożywać 1-2 łyżeczki dziennie.
Tyle super produktów ode mnie, więcej nie wymienię, bo weźmiecie mnie za wariatkę. Należę do osób, które przykładają dużą uwagę do swojej diety i traktują jako ważną składową swojego zdrowia i kondycji, nie twierdzę jednak, że samo jedzenie wyniesie mnie na szczyty swoich możliwości, stąd poza jedzeniem – bardzo dużo trenuję.
Pozdrawiam!