life style

Para biegaczy – sposób na wspólne endorfiny

Związki pasjonatów z natury uchodzą za ciekawsze i bardziej udane. Związki, gdzie obie strony szanują swoje potrzeby i pasje są szczęśliwe i zrównoważone. Jest miejsce i czas na nas, a jest strefa przeznaczona tylko dla własnego ja. Każdy z nas potrzebuje czasem takich chwil dla siebie, a realizowanie swojej pasji może być właśnie jedną z nich. Związki, gdzie obie strony mają pasje dużo łatwiej budować, gdyż dużo łatwiej o zrozumienie wzajemnych potrzeb.  A co w przypadku, gdy parę łączy wspólna pasja? Takie bieganie. Często słyszę, ale Wam dobrze, że oboje biegacie, bo moja żona to nie biega i nie rozumie, że… Czy rzeczywiście gdy łączy nas wspólna pasja jest dużo łatwiej o wzajemne akceptację i szacunek, czy może wręcz przeciwnie grozi nam psychoza totalna na punkcie biegania?

Nie opiszę sposobu na idealny związek biegaczy, bo to jak szukanie uniwersalnego planu pod maraton, poza tym ideały są nudne. Zrobię coś, co robię rzadko, podzielę się kawałkiem naszego życia prywatnego. Zastanawialiście się jak wygląda życie pary, która 10-14 godzin w tygodniu spędza na treningach, 40 na pracy i kilkanaście przy blogach?
Nie będę zaprzeczać. Wspólna pasja w związku to wspaniała sprawa. Mamy podobne marzenia, podobne cele, podobną ilość czasu spędzamy na treningach. Rozumiemy jak to jest być biegaczem całym sercem i nie potrafić normalnie funkcjonować bez treningów. Nie musimy sobie tłumaczyć dlaczego tyle czasu poświęcamy bieganiu i blogowaniu i jaki sens ma dobieganie na metę maratonu na setnym miejscu (to ja). Możemy kochać się i realizować wspólnie bez szkody dla drugiej strony. Wszystko ma jednak swoje granice, nawet w biegowym związku.

Czas na życie

Oboje cenimy w naszym życiu równowagę. Odwiedzając nasze mieszkanie wiele osób nawet nie zauważy, że mieszka w nim para biegaczy/znanych blogerów: wschodząca gwiazda ultra i jego niezłomna druga połowa. Nie rzucają się w oczy medale, statuetki, numery startowe, pilne oko może zorientować się co najwyżej po książkach. Chyba, że ktoś nas odwiedzi z zaskoczenia, wtedy przy wejściu przywita go 10 par butów biegowych Bartka oraz sterta brudnych suszących się ciuchów w łazience! Panowie! Niezależnie czy jesteście z biegaczką, czy nie, każdą kobietę doprowadza to do szału!
Wracając do równowagi, oboje planujemy treningi tak, by miały jak najmniejszy wpływ na nas i nasze najbliższe otoczenie. Oczywiście nie da się zrobić tego zupełnie po cichu, ale układając plany treningowe konsultujemy się ze sobą, bierzemy pod uwagę plany niezwiązane z bieganiem i naszych bliskich. Nie odchodzimy od stołu świątecznego wcześniej, trening przed wigilią robimy na tyle wcześnie by bez problemu zdążyć na czas. Dzielimy się obowiązkami, tak by było szybciej i łatwiej: ja przyrządzam potrawy, Bartek sprząta, kupuje prezenty. Z prezentami ja niestety potrafię często nawalić, np. zapomnieć. Mamy też swoją wewnętrzną zasadę, że nie kupujemy sobie prezentów biegowych. Ja częściej odpuszczam, ale to chyba już taka kobieca natura, że jak widzę syf w mieszkaniu to z ogromną pasją przecieram blaty w kuchni, a bieganie może poczekać. Bartek z kolei dba byśmy zawsze mieli co jeść – zwyczajnie jest częściej głodny, więc i ja korzystam. Ta równowaga życia z bieganiem i bez pozwala nam nie zwariować i głód biegania zaspokajać na treningach, a nie patrząc na witrynę w salonie. Taką mam teorię.

Czas na wspólny trening

Wspólne bieganie, przed oczami od razu malują się przepełnione endorfinami zdjęcia biegających par. Wspaniała sprawa! Wspólne bieganie, czy inny trening realizowany w parze jest miłą odskocznią od samotnej orki o formę. Gdy para dobrze się dogaduje, wspólny trening nie musi nawet być kojarzony z wysiłkiem fizycznym, a po prostu miłymi wspólnymi chwilami spędzanymi aktywnie. Razem łatwiej się zmotywować. Czasem przyjemniej jest z kimś porozmawiać zamiast godzinę rozmyślać o życiu. Bezpieczniej, gdy mamy do zrealizowania długu lub mocny trening. Oczyszczająco, gdy mamy do przegadania trapiący nas temat. Wspólne bieganie z powodzeniem może zastąpić terapię, o ile dwie osoby lubią biegać. Muszę przyznać, że z Bartkiem mam ogromne szczęście, że tyle biega. Potrafi zrobić swój trening, a później jeszcze pomóc przy moim. Jego prowadzenia na treningach nie oddałabym za nic. Brakuje Mu trochę do perfekcji, ale uczy się chłopak, że nadrabianie 4 sekund na ostatnich 200 m jest przeze mnie nieakceptowalne. Związek to ciągła nauka i praca, nawet biegowy – pamiętajcie!
Wspólne treningi mają też swoje cienie. Są dni, że nie mam ochoty na towarzystwo, wtedy bieganie traktuję jak moją twierdzę i nikogo nie wpuszczam. W takich chwilach nie ma co zmuszać do towarzystwa, tylko zrozumieć potrzeby drugiej osoby.
W związkach mało kiedy obie osoby są na takim samym poziomie, co warto brać pod uwagę planując wspólny trening. W przeciwnym razie nie będzie miał on nic wspólnego z przyjemnym spędzaniem czasu. Jeżeli nie realizujemy konkretnej jednostki, tylko zwyczajnie idziemy się przebiec, trzymamy się tempa słabszej osoby. Nie ma nic gorszego niż gonienie Bartka przez godzinę, który tego nie zauważa, bo cały czas jest 5 m przede mną. W ten sposób Paweł (brat Bartka) szybko zrobił progres w bieganiu, ja niestety irytuję się szybko i zaczynam na Niego krzyczeć. Endorfiny znikają.

Czas kontuzji

Tu z powodzeniem moglibyśmy rozpisać kilka poradników dla par. Wiele porad pobiłoby rekordy popularności na naszych blogach. Kontuzje bioder, kolan, piszczeli, zakwasy, naciągnięcia, maratony, wingsy? Zakochanej pary nic nie powstrzyma! Ja od siebie mogę tylko dodać, że o sferę życia intymną dbajcie lepiej niż o trening, a nie grozi Wam zguba.
Traktując punkt już poważniej, gdy jedną ze stron dotyka kontuzja, jest to niezwykle trudny czas w biegowym związku. Codziennie patrzysz jak Twoja ukochana osoba się realizuje, a ty czujesz się jakby ktoś podciął tobie skrzydła. Odpoczywasz, rehabilitujesz się, później wracasz do formy (co nigdy nie idzie gładko), masz mętlik w głowie, gorsze chwile, momentami krzyczysz i obwiniasz cały świat, a twoja druga połowa w tym momencie idzie po prostu z treningiem dalej. To nie jest łatwa sytuacja, od siebie mogę polecić żeby zająć głowę zupełnie czymś innym. Ja zaczęłam pływać i teraz tego już nikt mi nie odbierze. Pływam! Druga strona nie ma wcale lżej, pojawiają się wyrzuty sumienia, ja mogę, a ona nie. Czas kontuzji to jak kryzys w każdym związku – trzeba go przepracować i przetrwać.

Czas sukcesów

Gdy obie strony odnoszą sukcesy, właściwie nie ma o czym pisać. Sielanka. Gdy ja odnoszę sukcesy – bomba! A co zrobić, gdy jednej osobie się układa, a druga jak ten Syzyf walczy i upada… walczy i upada? Trzeba zaakceptować swój los, robić swoje, wierząc, że w końcu los się uśmiechnie i cieszyć powodzeniem ukochanej osoby i traktować, jego/jej sukces jak wspólny, bo w końcu to wspólne życie budujecie. W naszym przypadku na pewno trudnym momentem był zeszłoroczny Wings Bartka. Był to moment, w którym nie wiedziałam na czym stoję, walczyłam ze stresem pourazowym, musiałam pierwszy raz od wypadku wsiąść do samolotu i wcielić się w kibica, a przecież jeszcze niedawno sama marzyłam o sukcesach biegowych!? Jakoś przełknęłam tę gorzką pigułę, cieszyłam się i wspierałam tyle ile mogłam, ale żeby nie było – wszystkie osoby, które mnie pytają czy ja też biegam czy tylko wspieram Bartka są na mojej czarnej liście! Na szczęście jestem względnie ładną, wysportowaną kobietą, co mogę już uznać za jakiś sukces.

Czas marzeń

Oboje uwielbiamy biegać i na nogach poznawać nowe miejsca. Mimo iż mamy sporo obowiązków na miejscu w Warszawie, staramy się wyjeżdżać i odkrywać nowe miejsca tak często jak to możliwe. Fakt, że oboje biegamy sprawia, że nie mamy problemu otwarcie mówić, że nasz urlop będzie polegał głównie na trenowaniu. Tu zawsze wychodzi mocniejsza strona Bartka. Potrafi zrobić mocny swój trening, trening ze mną, a później jeszcze ma ochotę łazić i zwiedzać w nieskończoność. Ja jestem zajechana już po dwóch dniach, więc czas gdy Bartek pisze posty, ja spędzam na drzemkach, stąd ta rozbieżność w liczbie wpisów u mnie i u Bartka.

Czas na pracę nad związkiem

Niezależnie, czy jako para posiadamy wspólną pasję, czy nie, w zbudowanie związku zawsze będzie trzeba włożyć trochę pracy. Nauczyć się myśleć jako ja i realizować własne potrzeby, ale też jako my i realizować wspólne życie. Wypracowanie proporcji między my, a ja oraz stała komunikacja pozwolą uczuciu trwać nawet w najtrudniejszych chwilach i na długie lata. Moim zdaniem najgorsze co można zrobić, to zmusić się do pasji swojej drugiej połowy, w ten sposób pracujemy na własne nieszczęście i frustrację. Lepiej już zostawić bieganie w spokoju i zaakceptować naszą biegową połówkę taką jaką jest, a samemu robić w tym czasie coś co nam sprawia przyjemność. Biegać trzeba zawsze dla siebie.

Share: